Tylko jeden moment mam w pamięci
tylko jeden który ciągle trwa,
taka mała życia garść nie więcej,
taką siłę którą w sobie mam!
tylko jeden który ciągle trwa,
taka mała życia garść nie więcej,
taką siłę którą w sobie mam!
Wczoraj po południu przyszła @
Schizowałam, bo zwykle była w nocy z czwartku na piątek, a tu już drugi cykl sobota po południu... Cóż, może coś się przestawiło xP
Więc, zbieram się dziś do robienia shreda (7 dzień!), a tu kap, kap... Co było robić, zaaplikowałam tampon i dawaj hopsać Jestem z siebie niesamowicie dumna, nie poddaję się i nie szukam wymówek. Ja, od pewnego czasu zagorzała przeciwniczka tamponów (a kiedyś gorąca fanka)
Mało się nie popłakałam ze szczęścia, kiedy Jillian powiedziała, że na dziś koniec. To chyba jakiś przypływ endorfin, bo ćwiczy mi się łatwiej, NIECO łatwiej.
Dzień 6 (40-dniowe wyzwanie)
A to bardzo ciekawe pytanie... Nie mam jakichś sprawdzonych sposobów na motywację... OK, czytam pamiętniki na V., szczególnie motywuje mnie beeveedes i eisee. OK, oglądam programy typu Losing It With Jillian czy Operation Osmin. Ostatnio nawet próbowałam za pomocą Photoshopa (właściwie to M. próbował) doczepić swoją twarz do ciała Jillian Słucham motywującego rapu Marshalla Mattersa. Ale czy naprawdę mam motywację i co dokładnie mi ją daje? Robię to co robię, bo nie mam innego pomysłu, epoka obżerania się słodkościami i pizzą była, teraz jest inna, w której też to jem, tylko rzadziej i nieco rozsądniej. Po prostu coś się zmieniło, i motywuje mnie myślenie, że moje ciało się zmienia. I szczerze, będę bezczelna, ale motywuje mnie to, że kiedy schudnę, będę mogła śmiać się w twarz wszystkim, którzy we mnie nie wierzyli lub mnie wyśmiewali. Będę lepsza od tych, którzy teraz myślą, że są ode mnie lepsi z racji wagi czy figury.
Dzień 7 (40-dniowe wyzwanie)
Rodzice wiedzą, ale mają to za nic. Tata generalnie nie wtrąca się w wychowywanie dzieci, generalnie nie mam pojęcia, czy obchodzi go moja waga, myślę, że skoro nie jestem monstrualna, to nie widzi problemu Mama... mama jest dziwna. Ona generalnie zaprzecza temu, jakoby moja nadwaga wynikała z jej zachowań w moim dzieciństwie, z tego jak i czym mnie karmiła. Twierdzi, że sama się spasłam (to ciekawe, bo obecnie mam wagę taką, jak na koniec liceum), że wszystko przez żarcie pizzy, którą ona mnie nie karmiła (fakt), a już najbardziej jest to wina tabletek antykoncepcyjnych Tylko ona potrafi w jednym zdaniu powiedzieć, że nie zmieszczę się na kibel, jak dalej będę żreć pizzę i żebym zjadła jej ciasto, bo się obrazi, a przecież nie muszę chudnąć, bo tak jest dobrze Brat upiera się, że jako dziecko byłam gruba, a teraz wyrosłam i na pewno nie mam 15 kg nadwagi, i żebym starała się dbać o to co mam, żeby nie okazało się, że mam 25 kg nadwagi. Najbliższa znajoma w pracy (sama mająca sporą nadwagę po sterydach) twierdzi, że jestem proporcjonalna, dobrze wyglądam i nie mam z czego się odchudzać. Pozostałe znajome w pracy należą do szczuplejszej części społeczeństwa, ale mającej kompleksy, i każdy dowód na to, ze się odchudzam (typu przynoszenie własnych obiadów) wywołuje uśmieszki i komentarze; zarazem uważają, że mam nadwagę i powinnam coś z tym zrobić. Inne znajome (te, z którymi mam rzadszy kontakt) nie wiedzą.
MÓJ CHŁOPAK WIE I JEST ZADOWOLONY, choć upiera się, że kocha mnie taką jaką jestem i że powinnam robić to, co robię, głównie dla zdrowia. Ale będzie się cieszył, jeśli walory estetyczne też się poprawią. Wspiera mnie jak umie, nawet sam stara się ćwiczyć. Szkoda tylko, że nasza wzajemna motywacja zyskuje na odległość, a jak jesteśmy razem wychodzą z nas dwa leniwce
Schizowałam, bo zwykle była w nocy z czwartku na piątek, a tu już drugi cykl sobota po południu... Cóż, może coś się przestawiło xP
Więc, zbieram się dziś do robienia shreda (7 dzień!), a tu kap, kap... Co było robić, zaaplikowałam tampon i dawaj hopsać Jestem z siebie niesamowicie dumna, nie poddaję się i nie szukam wymówek. Ja, od pewnego czasu zagorzała przeciwniczka tamponów (a kiedyś gorąca fanka)
Mało się nie popłakałam ze szczęścia, kiedy Jillian powiedziała, że na dziś koniec. To chyba jakiś przypływ endorfin, bo ćwiczy mi się łatwiej, NIECO łatwiej.
Dzień 6 (40-dniowe wyzwanie)
A to bardzo ciekawe pytanie... Nie mam jakichś sprawdzonych sposobów na motywację... OK, czytam pamiętniki na V., szczególnie motywuje mnie beeveedes i eisee. OK, oglądam programy typu Losing It With Jillian czy Operation Osmin. Ostatnio nawet próbowałam za pomocą Photoshopa (właściwie to M. próbował) doczepić swoją twarz do ciała Jillian Słucham motywującego rapu Marshalla Mattersa. Ale czy naprawdę mam motywację i co dokładnie mi ją daje? Robię to co robię, bo nie mam innego pomysłu, epoka obżerania się słodkościami i pizzą była, teraz jest inna, w której też to jem, tylko rzadziej i nieco rozsądniej. Po prostu coś się zmieniło, i motywuje mnie myślenie, że moje ciało się zmienia. I szczerze, będę bezczelna, ale motywuje mnie to, że kiedy schudnę, będę mogła śmiać się w twarz wszystkim, którzy we mnie nie wierzyli lub mnie wyśmiewali. Będę lepsza od tych, którzy teraz myślą, że są ode mnie lepsi z racji wagi czy figury.
Dzień 7 (40-dniowe wyzwanie)
Rodzice wiedzą, ale mają to za nic. Tata generalnie nie wtrąca się w wychowywanie dzieci, generalnie nie mam pojęcia, czy obchodzi go moja waga, myślę, że skoro nie jestem monstrualna, to nie widzi problemu Mama... mama jest dziwna. Ona generalnie zaprzecza temu, jakoby moja nadwaga wynikała z jej zachowań w moim dzieciństwie, z tego jak i czym mnie karmiła. Twierdzi, że sama się spasłam (to ciekawe, bo obecnie mam wagę taką, jak na koniec liceum), że wszystko przez żarcie pizzy, którą ona mnie nie karmiła (fakt), a już najbardziej jest to wina tabletek antykoncepcyjnych Tylko ona potrafi w jednym zdaniu powiedzieć, że nie zmieszczę się na kibel, jak dalej będę żreć pizzę i żebym zjadła jej ciasto, bo się obrazi, a przecież nie muszę chudnąć, bo tak jest dobrze Brat upiera się, że jako dziecko byłam gruba, a teraz wyrosłam i na pewno nie mam 15 kg nadwagi, i żebym starała się dbać o to co mam, żeby nie okazało się, że mam 25 kg nadwagi. Najbliższa znajoma w pracy (sama mająca sporą nadwagę po sterydach) twierdzi, że jestem proporcjonalna, dobrze wyglądam i nie mam z czego się odchudzać. Pozostałe znajome w pracy należą do szczuplejszej części społeczeństwa, ale mającej kompleksy, i każdy dowód na to, ze się odchudzam (typu przynoszenie własnych obiadów) wywołuje uśmieszki i komentarze; zarazem uważają, że mam nadwagę i powinnam coś z tym zrobić. Inne znajome (te, z którymi mam rzadszy kontakt) nie wiedzą.
MÓJ CHŁOPAK WIE I JEST ZADOWOLONY, choć upiera się, że kocha mnie taką jaką jestem i że powinnam robić to, co robię, głównie dla zdrowia. Ale będzie się cieszył, jeśli walory estetyczne też się poprawią. Wspiera mnie jak umie, nawet sam stara się ćwiczyć. Szkoda tylko, że nasza wzajemna motywacja zyskuje na odległość, a jak jesteśmy razem wychodzą z nas dwa leniwce
warmness
7 kwietnia 2013, 20:51Z okazji "ostatniej wieczerzy" wypiłam mrożoną kawę z nieprzyzwoicie dużą ilością bitej śmietany :) A głodówka? Oh Boże, nawet gdybym chciała (A NIE CHCĘ!) to w życiu by mi nie starczyło silnej woli, więc nie, zdecydowanie nie ;) A wręcz przeciwnie!
redemera
7 kwietnia 2013, 16:21Jaki słodki chłopak! Powodzenia, pokaż jemu i mamie na ile Cię stać :)