Wiele powtarzanych frazesów pozostawało dla mnie frazesami, dopóki sam czegoś nie doświadczyłem. Co by się nie stało - życie toczy się dalej. Wczorajszego dnia już nie ma, a jutrzejszy jeszcze nie nadszedł. Staram się więc skupiać na dniu dzisiejszym. Po co odkładać coś na jutro. Jutro nigdy nie nadejdzie. Zawsze jest dzisiaj, tu i teraz. Nigdy nie będę w stanie powiedzieć, że teraz jest jutro ... bo to zawsze dzisiaj. Więc muszę się skupić na dzisiaj. Oduczam się powoli powtarzania: "Od jutra rzucam wszystko". Jeśli chcę coś zmienić, zaczynam od TERAZ. W ten sposób potrafiłem zaakceptować, wiele rzeczy, które mnie irytowały, ale chciałem zmienić na przyszłość. Jeśli mi nie przeszkadzają dzisiaj, to nie będę się martwił na zapas. A jak już zaczną być być problem - wtedy zacznę działać. W ten sposób odeszło mi wiele zmartwień. Pieniądze szczęścia nie dają - i to jest prawda. Bez pieniędzy czułem,że nie byłem szczęśliwy. Chciałem coś zmienić w życiu. Przy okazji zacząłem zarabiać i nie muszę się martwić tak jak większość osób, z którymi rozmawiam takimi "pierdołami". I wtedy skupiam się nad rozmyślaniem nad życiem. Prawdą jest, że wszystko jest możliwe. Trzeba tylko obrać cel i znaleźć odpowiednią drogę. Ale ja mam problem z obraniem celu. Nie potrafię się odnaleźć, bo nie wiem gdzie zmierzam. Wiem, że chciałbym być szczęśliwy, jednak wszystko za bardzo analizuje. Za dużo myśli. Wszystko zawsze się sprowadza do jednego - po co? Przyszłość staję się wtedy zbyt natarczywa. Zastanawiam się gdzie podziała się teraźniejszość. Czuję się jakbym czytał książkę, moją ulubioną, ale czytam ją teraz bardzo powoli, więc słowa są od siebie bardzo oddalone, a przestrzeń pomiędzy wydaje się być nieskończona. Ciągle czuję tę opowieść, słowa tej historii, ale ta niekończąca się przepaść pomiędzy słowami, w której się teraz znajduję, odczuwalna jest, jakby była nie z tego świata. Czuję się jakbym nie pasował. A nie chcę się dostosować i wpasować. Chciałbym poczuć, że gdzieś jest moje miejsce. I niby wszystko mogę, ale nie chcę. Nie w ten sposób jak działa świat obecnie. Wydaję mi się taki fałszywy, zaprogramowany nie dla mnie. Z chęcią zmieniłbym planszę tej gry. Jednak jak już zacząłem w nią grać, to nie zrezygnuję. Każde nowe doświadczenie czyni mnie innym człowiekiem. To kim byłem, kim jestem i kim będę, to trzy różne osoby. Gdzie jest moje szczęście? Czuję, że jest blisko, ale ono takie nieuchwytne. Za każdym razem, gdy czuję, że dotarłem do celu, okazuję się, że wjechałem pod prąd i muszę zawrócić, by odnaleźć lepszą drogę. Albo podjadę od złej strony i mimo i już widzę cel, to okazuję się, że wjazd jest z drugiej strony. Może nie powinienem użyć mapy, zamiast nawigacji. Może powinienem się bardziej postarać, a nie iść na łatwiznę. A może sobie tak tylko wmawiam, usprawiedliwiam się. Na pewno powinienem działać, coś robić. Cokolwiek. Nie stać w miejscu .. nie czekać, nie rozmyślać ... po prostu żyć - ale żyć, a nie egzystować. A może właśnie na odwrót. Powinienem przystanąć, odsapnąć. Zająć się czymś kreatywnym. Może składanie modeli, może czytanie. Zamiast błądzić i szukać, czegoś, co jest obok mnie, a nie mogę tego dostrzec, bo ciągle jestem w biegu. Co do wagi - nawet ona przestała mieć dla mnie znaczenie. Z 99kg schudłem do 69kg - więc wiem, że to możliwe, ale jakoś motywacji brak. Teraz ważę 93kg ... i jedyna motywacja to dwa zbliżające się śluby znajomych. Musiałbym schudnąć ok 10kg, żeby dobrze się czuć w moim garniturze. Lubię go. I już w grudniu o tym wiedziałem. Zostało 5 tygodni i już założyłem, że kupię nowy. Dobrze się czuję. Wiem, że czułbym się lepiej ... ale jakoś brak mi tego "kopa" w dupę, który miałem wcześniej. Wiem, żeby coś się zmieniło w moim życiu, muszę zmienić postępowanie. Ale brak już mi pomysłów, co robić. Bo wszystko zazwyczaj wraca do punktu wyjścia. Czuję się jak 11 lat temu - kiedy nie wiedziałem co robić. Zakreśliłem koło - wiele pozmieniałem, aż wróciłem do tych samych nawyków, i nie wiem już która droga wyprowadzi mnie z tego "ronda". Próbowałem nawet nie wyjeżdżać, zostać, znaleźć tutaj swój cel. Ale albo jestem ślepy i nie widzę celu tutaj, albo może nie widzę drogi dojazdowej ... sam już nie wiem. Wiem, że życie toczy się do przodu i wiem, że ważne są dni, których jeszcze nie znamy.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
syrenkowa
8 lutego 2015, 21:57Też mnie czeka wesele w kwietniu, i to w dodatku nie bardzo chce na nim być... Realnie patrząc mogłabym 9 kilo zjechać. Także łączę się w bólu :) Zaczynamy od teraz :)
JAtoJAa
9 lutego 2015, 10:05ja mam 1sze w marcu. i liczac 1kg na tydzien ... ale to przy dobrym stylu zycia i odpowiednim odzywianiu ... a aktualnie, za bardzo brak dostepu do takowego - odpuszczam ... jeszcze ta zima - strasznie demotywuje. szybko przychodza noce. ale od 2 tygodni praktycznie odstawilem wiekszosc weglowodanow. to juz jakis plus. nie mam nawet wagi, zeby sprawdzic czy cos to dalo.spodnie w pracy od samego poczatku mialem za duze, wiec po ubraniu ciezko stweirdzic ... ale koniec z usprawiedliwieniami - masz racje: zaczynamy od teraz!!!