Do wpisu zainspirował mnie po części wpis jednego z użytkowników Czy to ze mną coś nie tak?, a po części własne przemyślenia po treningu, na który się zebrałem od długiegooooo okresu lenistwa.
Moja nowa praca (już ponad 7 miesięcy, ale ostatnia, więc "nowa"), nie daję mi możliwości do ruchu. Siedzę non-stop. Niby częste urlopy - ale brak regularności sprawił, że "oklapłem". Zanim się rozkręciłem powoli - basen, sauna, zacząłem powoli nabierać energii, znów trzeba było wrócić do pracy i z każdym wolnym to samo. Rozleniwiony, zasiedziały, ciężko było mi się zebrać na cokolwiek. Wesele za pasem ... odpuściłem już marzenia, że się wezmę za siebie. Po prostu odpuściłem i się z tym faktem pogodziłem: trzeba kupić nowy garnitur. Ale zdaję sobie sprawę, że taki stan rzeczy na dłuższą metę, jest nie do przyjęcia. Oczywiście szukałem wymówek - pół żartem, pół serio. Jak znajomy mnie wyciągał na siłownię, to nie potrafiłem nawet znaleźć wymówki, mówiąc, że nie chcę, nie lubię, mam uczulenie i w ogóle. Dzisiaj się śmiałem, że może pójdę na siłownię ... po czym się roześmiałem, że się oszukuję. Po prostu zaakceptowałem fakt, że jestem leń i że muszę zmienić pracę na fizyczną, która mnie zmusi do ruchu. I dzisiaj w pracy jak znajomy zapytał czy idę poćwiczyć - nie szukałem wymówek ... co mnie zdziwiło. Przyszedłem o umówionej godzinie i czekałem na niego 30min. Po czym on zaczął przygotowywać jedzenie, więc ja poszedłem się rozgrzewać, jak już się nastawiłem. Nie mam sportowego obuwia ... próbowałem na boso, ale pedały w rowerku się wbijały, więc założyłem buty "wyjściowe". Nie szukałem wymówki. 20min rowerek, 10min orbiter - już się lało ze mnie, jako że z kondycją ostatnio u mnie marnie. Kolega stwierdził, że tak się najadł, że jednak nie będzie ćwiczyć. Więc sam się wziąłem za ćwiczenia. Fakt, że szybko ręce mi siadły ... ale i tak nie wiem co mnie napadło. Może to, że zaakceptował to, iż jestem leń i nie będę nawet próbował się zmuszać, ani szukać wymówek ... po prostu zaakceptowałem, że nie chcę, że dobrze mi z tym i nie mam zamiaru się wysilać. I może kiedy nie czułem się wewnętrznie przymuszany, że robię coś, czego nie chcę przyszło to samo z siebie, że czemu nie. I tak nie mam nic lepszego do roboty. A może to, że w ostatnim tygodniu zacząłem nastawiać budzik 10min wcześniej i się zacząłem rozciągać z rana i w czasie pracy? .... Nie wiem ... nie wiem, bo jeszcze dzisiaj sobie powtarzałem, że ćwiczyć nie będę, bo mi się nie chce. Jak znajomemu powiedziałem, że byłem na siłowni, to się śmiać zaczął czy tam piwo schowałem.
Wydaję mi się, że nie można sobie powtarzać "muszę", tylko "chcę". Bo z przymusu nic nie wyjdzie, a jedynie z chęci. "Chcę mniej jeść", "chcę schudnąć", "chcę ćwiczyć" itp, zamiast "muszę"! Ja nic nie muszę!. Ja chcę.
Co do porad - ostatnio przeczytałem ciekawą książkę Michaliny Wisłockiej: "Kalejdoskop seksu". Wiele jest tam ciekawych porad i spostrzeżeń. Książka poskładana z felietonów pisanych w 1981-83, a niektóre spostrzeżenia takie dzisiaj aktualne. Już wtedy pisała autorka o wpływie diety, środowiska i podejścia na ludzkie życie, zdrowie i psychikę. Większość tych rzeczy była już mi znana w trakcie czytania, ale mimo wszystko kilka nowych ciekawych spostrzeżeń mnie zaciekawiło. Chociażby właśnie temat "zmuszania". Chodzi mi o rady. Jeśli ktoś sam nie poprosi o pomoc, to nie ma co się narzucać, bo naszą pomoc, uzna za wtrącanie się. I coś w tym jest. Dopóki osoba sam nie będzie chciała zmiany, ciężko będzie jej pomóc. Być może dlatego przymusowe odwyki często nie przynoszą rezultatów. Taka osoba widzi wszystko z własnej perspektywy i nie widzi destruktywnych skutków. Ma ograniczone pole widzenia. Każdy ma swój zestaw doświadczeń i widzi wszystko z tej własnie perspektywy. Grunt to znaleźć wspólny mianownik w porozumieniu. Znaleźć taki poziom porozumienia, żeby odbierać na tych samych falach. Jest to często mało prawdopodobne, jeśli są to dwie różne osoby o różnych doświadczeniach. To tak jakby żyły w innych rzeczywistościach.
Jak zwykle trochę odszedłem moimi przemyśleniami od tematu i zgubiłem trochę wątek. Ale taki jest główny cel prowadzenia tego pamiętnika. Spisać moje przemyślenia. Początkowo chciałem po prostu zdrowo schudnąć. Udało mi się to i nie jest to już moim priorytetem. Wiem, że się da i że gdyby było trzeba to bym zrobił to ponownie. Aktualnie podobają mi się przyjemności, które sprawiły, że znowu zyskałem na wadzę - praca w delegacji (możliwość poznania nowe osoby), alkohol, jedzenie: dobrze i do syta, bez liczenia kalorii i proporcji WTB (dla nie wtajemniczonych węglowodany, tłuszcze, białka), jedzenie po nocy po imprezie, spanie w dzień. Wszystko to mi się podoba i nie przeszkadza mi, że znowu przez taki tryb życia przytyłem ... a raczej nie przeszkadzało. Ostatnio znowu poczułem się ociężały, brak energii, chęci na cokolwiek ... przestałem się poznawać. Być ta świadomość też mnie zmotywowała do ćwiczeń ... ? A więc oficjalnie przeszkadza mi mój niezdrowy tryb życia i postanawiam go zmienić!. Chcę zmian na lepsze. Może mniej zabawnie, ale zdrowiej. Bo po co mi wszystko inne jak przestaje mieć ochotę na cokolwiek. Po prostu przekroczyłem chyba jakiś punkt kontrolny. A więc od poniedziałku zaczynam - sałatki, oliwa, warzywa. Mięso na weekend - ewentualnie. Na pewno pozostanę przy porannym rozciąganiu. A w weekendy jakiś trening. Muszę kupić jakieś buty sportowe ... to bym i pobiegał. A jak nie kupię to będę biegał i w wyjściowych ... kupię nowe jak zniszczę. Może nawet jutro ... pobiegam oczywiście, nie będę kupował butów przy niedzieli. Ale zobaczymy jak się będę czuł po dzisiejszym treningu. Mam nadzieję, że dobrze, czego Wam(jeśli ktoś to czyta) i sobie życzę.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
lena0008
23 lutego 2015, 12:06Za mnie też leń, ale cóż trzeba iść naprzód. Siłownia jest fajną rzeczą :) Wczoraj sama stwierdziłam, że nie chce mi się tam iść i męczyć a jednak poszłam i był to najlepszy wybór. Myśl jaka mnie wtedy naszła to ile bym straciła gdybym nie poszła, i,e powera dostałam dzięki temu na dzień dobry. Tak więc warto. Trzymam kciuki aby kaźde " nie chce mi się" zmieniło się tak jak u mnie. :)
JAtoJAa
24 lutego 2015, 10:36Amen. Czego Wam i sobie życzę!