Piątek, czyli 5dzień
Dietkowo było całkiem fajnie, nie miałam czasu myśleć nawet o podjadaniu.
Od rana byłam w pracy, wiec podstawowe śniadanie i 2 śniadanie były normalnie.
Po pracy miałam umówione spotkania na mieście i musiałam kilka adresów sprawdzić.
Zaczęłam konkretnie szukać krawcowej, która uszyje moją suknię ślubną, z mojego projektu i w satysfakcjonującej mnie cenie.
Miałam w planach 5 rozmów.
1 pracownia już nie funkcjonuje, 2 pracownia przełożyła spotkanie na następny dzień, więc pozostały trzy...
3 pracownia zajmuje się głównie szuciem alb i sukien komunijnych oraz innych podstawowych ubrań. Pani okazała się dość cichą, mało przebojową, ale skłonną do pomocy krawcową. Dopasowała się dosłownie do projektu, doradziła czy zaproponowała materiał w którym ona najczęściej szyje.
Cena 300-500zł + kupno i zamawianie materiału we własnym zakresie.
4 pracownia do której prowadził szyld "dobra krawcowa" okazała się ogromną, niemiłą i niechętną do pomocy ropuchą.
Odechciało mi się prowadzić z nią jakiekolwiek interesy.
5 pani krawcowa chętna do współpracy, gadatliwa, ciepła i doświadczona.
Po tym spotkaniu myślałam, że to jest właśnie osoba, która sprawi, że będę wyglądać cudnie w dniu ślubu.
Dosłowne dopasowanie się do projektu, cena szycia ok 500zł (może przekroczyć jak droższy materiał wybiorę)
Tego dnia obiad znów był na kolację, a w dodatku ciotka zaprosiła nas na poimininowe ciasto i herbatę. Czyli wpadł kawałek serniczka i 2 kawałki makowca.
Ćwiczeń z Ewką nie było,za późno wróciliśmy... Ale za to trening i endorfiny zapewnił mi wieczorem mój W :-)
msdakan
17 grudnia 2013, 22:25wrzucaj projekt sukni :D
LeiaOrgana7
16 grudnia 2013, 18:01Bardzo fajne zakończenie dnia ;)
malynka7
16 grudnia 2013, 14:33dobrze że nie lubie makowca :P wczoraj tez się skusiłam na kawalek sernika;)