tak własnie się czuję... jakby wszystko toczyło się gdzieś obok jakbym żyła we śnie, ale koszmarnym problemy z Dorastającą problemy ze sobą poczucie bezsensu i opuszczenia spać po nocach nie mogę czuję się oszukana jakby te 18 lat wspólnych nic nie znaczyło jakby to można było ot tak przekreślić czuję się jak nikt, nic staram się niczego nie rozpamiętywać ale raz na jakiś czas tak mnie coś dusi w środku... wszystko wtedy powraca i robi się koszmarnie pusto żal, zlość, poczucie osamotnienia samotna w tlumie staram sie trzymać fason, śmieję się w pracy nie daję się przy ludziach ale ile można żyć na pokaz kiedyś w końcu trzeba się otworzyć w przeciwnym razie można źle skończyć...
Nie było mnie tu baaardzo długo. Bardzo wiele też się wydarzyło w moim życiu. Były chwile pełne euforii, były też chwile załamania. Trzy tygodnie temu miałam szczęśliwą rodzinę, "odbudowywaną" powoli. Niestety, nie udało się. A teraz jest jak w temacie. On się wyprowadza. On składa wniosek o rozwód. Ja mu nie przeszkadzam. To tyle. Waga w dół, właściwie to schudłam 4,40kg, gdyż jeszcze we wrześniu ważyłam 94kg.
Ze względów zdrowotnych nie było mnie tu dość długo, waga prawie paskowa, jest dobrze, kontroluję się mimo braku ruchu. Jeszcze jakiś tydzień rekonwalescencji i do przodu. Mam nadzieję, że tak będzie.
Jak w temacie. Piję, piję, piję.. Staram się jeść dietetycznie. Ale nadal nie mogę przestawić się na niejedzenie wieczorne. Wtedy odzywa się mój głód. Mam mniejszy apetyt na słodycze. Ale wczoraj zgrzeszyłam, no zgrzeszyłam porządnie, i nieważne, że Dzień Ojca, po imprezie u tatusia dołożyłam sobie sama w domku, to jak z nałogowym alkoholikiem, musi "dopić". Może powinnam się leczyć? Waga ok. 94. To jakiś koszmar. Ale walczę.
Jak w temacie. plus okresowy ból brzucha i ogólne osłabienie. Waga ...rośnie...to przez to kompulsywne jedzenie... Ograniczam, a potem "dopadam".
Ale walczę, dam radę, w końcu zacznie spadać, albo spadnę ja, czytaj: "dosięgnę dna", ha!
Powinnam iść na urlop, jestem zmęczona. Ale urlop od 15 lipca. To jeszcze cały miesiąc.
Oglądałam wczoraj festiwal w Opolu. Niestety nie wytrzymałam do końca, chodziłabym dziś na rzęsach, choć i tak chodzę ;). Pierwsza część bardzo piękna. Jak miło było posłuchać tych starych, pięknych piosenek. Pomimo całej sympatii do pani Moro, uważam, że jednak ktoś inny powinien poprowadzić tę imprezę, nie wiem też, czemu towarzyszył jej Piotr Polk, czy naprawdę nie ma dziś prawdziwych konferansjerów?
Pomimo tego, że walą mi się wszystkie kawałki życia, to cieszę się wewnętrznie, nie mogę się poddać i wiem, podobnie jak mówią mi inni, że sama muszę sobie wszystko poukładać i sama dać radę, nikt mi nie pomoże. Toteż staram się "jakoś ułożyć" życie. To nic, że od kilku dni same porażki, to nic. To nic, że czuję się niepotrzebna i nic niewarta, to nic. To nic, że nie jestem niekochana, a znienawidzona, to nic. To nic, że jestem okropną matką nieumiejącą poradzić sobie z dojrzewającym krzewem, to nic. To nic, że jestem poniżana i wyszydzana, to nic. To życie. Trzeba żyć.
Nie jestem bez winy, nie umiem zapanować nad emocjami. Ale skoro potrafię się do tego przyznać, to chyba nie jest ze mną jeszcze tak źle?
Czemu tak czasami jest, że bardzo się staramy, jesteśmy mili, chcemy spokoju, wyciszenia, podajemy przyjazną dłoń, a w zamian dostajemy ciosy??? Już jestem tym zmęczona. Dlatego lepiej od razu przejść do ataku, nie dostaje się wtedy po kulach. Przynajmniej wiadomo, że trzeba walczyć, w przeciwnym razie skończy się to na byciu ofiarą. Winię świat i ludzi za to zjawisko, ale chyba sama nie jestem bez winy. Rozpuściłabym się w dobrych i miłych słowach... Och, a miałoby się co rozpuszczać:), trochę mnie jest ;). W pracy zawiść, w domu złość, na ulicach obojętność. Jedno słowo, jedno miłe słowo, odrobina zainteresowania, zrozumienia, empatii...
Jest mnie więcej niż na pasku, dość tego, zbędnym kilogramom mówię: "Nie"! Szukam jakiś suplementów na powstrzymanie łaknienia, przede wszystkim na słodycze. Może na allegro coś znajdę. Poczytam w każdym razie, zwłaszcza opinie. Miłego odchudzania.