Cześć dziewczyny moje Dzisiaj wyjdzie chyba dłuższy wpis w pamiętniku.
Kolejną moją nieobecność na Vitalii muszę usprawiedliwić przez tym razem moją chorobę. Ale to po kolei. Ostatnio Wam pisałam o Antosiu. Na szczęście jemu już przeszła i biegunka i wymioty. Ok soboty był już zdrowiutki i szalał na całego. Całkiem inne dziecko teraz Moje maleństwo się tak nacierpiało
Potem w piątek naszła kolej na Ł, przez cały dzień chodził jak struty. Narzekał na ból stawów, ogólne osłabienie potem dopadła go biegunka. A w sobotę doszłam ja. Nie dałam rady zrobić sałatki na niedzielę bo mnie zbierało na wymioty, nie mogłam się zmusić nawet klęcząc na kiblem (przepraszam za wyrażenia) najgorsze jednak było w nocy. Zaczęło mnie czyścić koło 24, poszłam do łazienki i tyle pamiętam. Pamiętam jak mnie Ł bił po twarzy, lekkie przebudzenie, potem kolejne cucenie na korytarzu i ocknęłam się na łóżku. Narobiłam huku, zemdlałam uderzając głową o płytki nie wiem z jakiej wysokości czy jak siedziałam na sedesie czy jak stałam. Dobrze że Ł się przebudził chwilę przed bo go brzuch zaczął boleć. Przybiegła z dołu mama i zaczęła mi nawijać że osłabiłam się dodatkowo przez moje odchudzanie, Już większej głupoty to chyba wymyślić nie mogła 3 raz zemdlałam ok 5 godziny nad ranem na sedesie. Mam guza na 1/3 czoła. Śniadania wielkanocnego nie zjadłam, patrzeć na nie nie mogłam, cały czas biegałam do łazienki. Niedzielę przepościłam. Żyłam na herbacie w większości i paru biszkoptach.
W poniedziałek poczułam się troszkę lepiej i zjadłam sałatki na śniadanie z wędliną i chlebem i odrobina ciasta. I to był błąd. Stanęło mi to na żołądku. Na obiad zjadłam rosołu z kartoflem i pod wieczór przy gościach trochę makówki i podziubałam ciasta po troszku.
W ciągu tych dwóch dni z wagi mi ubyło 2,5 kg. Wiem że to wróci. Ale powiem Wam że widząc na wadze 62,5 kg a nie jak w sobotę 65,1 to jest fajne ale chudnąć w taki sposób to masakra. Wolę biegać i jeść tak jak jadłam niż głodować o chlebie i wodzie. Ale czuję się taaaaaka chuda Strasznie mi mówili że schudłam, fajnie mi było z tym
W sobotę dokonałam pomiarów pierwszy raz od miesiąca. Spadło ogółem 10 cm Wiem że to nie za wiele ale mnie te 10 cm cieszą podwójnie a nawet potrójnie. Zawsze jak się mierzyłam co te 2 tyg to widziałam ciągle te same liczby a tu w końcu jakaś zmiana.
Dzisiaj jeszcze robię sobie przerwę od biegania ale myślę że jutro już sobie pozwolę na szybszy truchcik.
Kurczę miałam zapisać sobie na kartce co mam Wam napisać w tej notce a teraz zapomniałam i nie wiem czy o wszystkim wspomniałam. Jeśli sobie przypomnę to najwyżej edytuję
Mam nadzieję że u Was święta lepiej minęły niż u mnie. Zaraz poczytam Wasze pamiętniku to pewnie się czegoś dowiem
Buziaki
naajs
22 kwietnia 2014, 18:02wracaj na dobre tory! biegaczko Ty nasza :*
Kamila914
22 kwietnia 2014, 16:46Nie za ciekawe święta miałaś :/ Ale gratuluję spadku :)
Gabrielkaa
22 kwietnia 2014, 15:29Oj to miałaś przejścia, dobrze że już wszystko ok:)
Zaczarowana08
22 kwietnia 2014, 15:24No to miałaś święta...:-/ Najważniejsze, że juz lepiej :)
czeresniaaa99
22 kwietnia 2014, 15:24oj biedactwo ty, ale przynajmniej nie masz problemu pt "" ojej za duzo zjadlam w swieta".
Mileczna
22 kwietnia 2014, 15:02oj biedulko ,to miałas niezłe historie - dobrze ,ze juz sie lepiej czujesz!
haveheart
22 kwietnia 2014, 13:28szalona :d