Kolejny dzień za mną. Cieszę się że już go mam za sobą. Myślałam że oszaleję, powrót z pracy był jakimś koszmarem. Ale po kolei. Wyszłam sobie z pracy o 17. Obiadek zjadłam w pracy, więc nic mi już nie zaprzątało głowy. Wkoczyłam w samochód i zogdnie z planami pojechałam do Jyska (sa mega wyprzedaże). Miałam do przejechania dosłownie 1 km nie więcej. Zajęło mi to 25 minut. Myślałam że się wścieknę. Ale jeszcze w dobrym nastroju wchodzę do sklepu, a tam szok, mnóstwo ludzi, wiele rzeczy pobrzebieranych. udało mi się kupić jakieś pierdoły i czas na powrót do domciu. To co zastałam na mieście już po godz 18 to była tragedia w porównaniu z okresem wakacyjnym na drogach. Mega gigantyczne korki, każda nawet najmniejsza uliczka zakorkowana. Próbowałam kombinowac, ale się nie dało. Jeszcze jeden kierowca dostarczył mi uderzeniową dawkę adrenaliny jak nagle zaczął hamować, prawie mu się w dupę wpakowałam, ale na szczęście mimo poślizgu udało mi się wyhamować samochód, a może on sam sobie wyhamował z moją drobną pomoca. Nie ważne - ważne jest to że nikomu nic się nie stało, a autko też jest całe.
Dziś już się zapowiada bardziej lajcikowy dzień, samochód grzecznie stoi pod domem. Nigdy więcej powrotu z pracy po 17 samochodem - nigdy, przenigdy.
Dietkowo całkiem nieźle się trzymam, chociaż odpuściłam sobie aqua aerobić w poniedziałek i wtorek. W poniedziałek to jescze miałam powód, wielkie porządki, ale wczoraj to tylko lenistwo. No może troszkę przez ten mój zły dzień i przez to że dziś mój P. pojechał w delegację i chciałam z nim spędzić ten wczorajszy wieczór.
Ta pogoda za oknem mnie dobija, cały czas chce mi się jeść, a przynamiej mój mózg tak mi wmawia. Mam nadzieję że uda mi się wytrzymać, bo ostatnio za bardzo sobie pozwalałam na jakieś nadprogramowe jedzonko. Potrzebuję jakieś zajęcie.