Dziś cały dzień w domu z powodu choroby starszej córy. A jak w domu to i co chwila cos by się przegryść chciało. Więc moje menu wyglądalo dziś nastepująco:
Śniadanie: brak
Śniadanie2: lody wlasnej roboty ( smakowo dobre tylko że zrobiłam mały błąd przy ich produkcji. Nie osuszyłam truskawek nie dość że same w sobie zawierają wodę to jeszcze troche jej dodatkowo dolałam i lody mialy w sobie wyodrębnione krysztalki zamarznietej wody. Ale gdy się w miarę roztopiły przechodziły w konsystencję kremową i byly idealne. Suma sumarum zblendowalam je jeszcze raz i mialam pysznego szejka o smaku truskawkowym . :) )- szklanka od herbaty.
Obiad: krwetki z makaronem cebulką, chilii ,imbirem i bazylią
Podwieczorek: kawalek ciasta z truskawkami
Kolacja : maly kawalek boczku z grilla i sałatka ( mix sałat, pomidorki koktajlowe, ogórek, ser feta, oliwa z oliwek z czosnkiem i bazylią) pół krajzerki.
Ogólnie mąż miał wejść do mięsnego i trochę wędliny nakupić, ale oczywiście zapomniał. Jutro będę musiała wyskoczyć na zakupy , bo w lodowce małe pustki gdyz mielismy jechac do tego Lublina.
A co do wagi to zaliczyłam zwyżkę drugi raz od momentu rozpoczecia diety. Po w czorajszym grilu wiedzialam , ze bedzie ale liczylam na troche mniejszą niestety waga rano była nieubłagana i wskazała 62.6 kg czyli o 1.1kg na plusie od ostatniego ważenia.
No coż płakać nie będę, po prostu muszę to w przyszlym tygodniu zrzucić i tyle. Dziś ćwiczeń brak , bo w sumie wogole dzisiaj dziwnie się czułam.
A oto foto z dokumentaci:
A teraz zmykam, bo znów jesy po północy.