Dziś dzionek minął całkiem przyjemnie nie licząc jednego incydentu. W ten weekend były obchodzone dni Koluszek i jak to bywa w parku zorganizowany był festyn z różnymi atrakcjami w tym dmuchańce. Oczywiście moja starsza bawiła się w jednym z takich dmuchańcu ( tor przeszkód z małą zjeżdżalnią a ja w tym momeńcie doszlam do męża bo wczesniej rozmawialam z napotkaną kolezanką przy innej atrakcji) gdy nagle gwaltownie zaczęło z schodzić z niego powietrze i w mgnieniu oka caly obiekt zaczął się składać. I co ,oczywiście przy ewakuacji tylko mojej Olki brakowało.Od razu młodą przekazałam mężowi, bo ten z paraliżu stał jak kołek i wskoczyłam razem z dwoma pracownicami do tego dmuchańca akurat w tym momeńcie już wejście się zapadło. Gdy już prawie cały przeszukałyśmy, to ktoś z zewnątrz krzyknął, że tu jeszcze jedno dziecko na zewnątrz lata. Krzyknęłam, żeby je pokazali i na szczęście okazało się, że to moja Olka. Ktoś ją po prostu jak się składał dmuchaniec z boku wyciągnął i zamiast ją przyprowadzić do frontu to zostawił tak z boku. Więc taki mały epizocik jakbym ostatnio mało wrażeń miała. Co się za nią nakrzyczałam żeby się odezwała to moje. Odpukać starsza się nie wystraszyła tylko z ciekawości pytała się dlaczego zeszlo z tego powietrze. Mąż oczywiście zaczął na nią jazgodać ale zaraz z biega go uciszylam i poszlyśmy na lody. Gdy siedzieliśmy na ławeczce z lodami mąż poszedł po auto a ja starszej na spokojnie powiedziałam, że jeśli kiedyś coś się takiego stanie ma przybiec do wejscia i zaczepic pana lub panią ktora przyjmowala od nie żetonik albo rozglądać się gdzie stoi tata albo ja. A gdy uslyszy że ją wołamy to ma z calych krzyczeć że " tu jestem" do momentu ,aż któreś z nas do niej nie przyjdzie. Po tym wszystkim pojechalismy do męża kuzyna. Tam dzieciaki sie wybawily a ja na odreagowanie trochę pojadlam , bo napięcie mnie puściło.
Wiec moje menu dzis było następujące:
Śniadanie: banan z jogurtem naturalnym 150g
Śniadanie2: brak bo pierwsze bylo późno z powodu dłuższej drzemki ( mloda późno wstała) :)
Obiad: zupa mleczna ( niecala szklanka mleka , pół torebki ryżu brązowego, 1.5 łyżeczki miodu i 30 gram rozdrobnionych orzechów włoskich)
Podwieczorek : gałka lodów w o smaku słonego karmelu z nutellą
Kolacja : grill: 3 kielbaski białe wielkosci i szerokości mojego palca wskazujacego oraz 3 małe kawałki boczku , a do tego 2 kromki chleba oraz ketchup, musztarda, sos czosnkowy)
Włacza mi się system zajadywania stresu. Na male rozgrzeszenie siebie dodam , ze po zjedzeniu tego pobiegalam trochę pchając autko terenowe z dwojką dzieci w środku. ( takie na akumulator tylko nie dzialajace i siegalo mi do pasa, bylo co pchać) A gdy juz wracalismy to jeszcze wstąpiliśmy do parku na Wyszkoni i tam sie ze starszą jeszcze powygupiałam ( noszenie na rękach, plecach, skoki, kręcenie w kółko itp.) Do domu zjechalismy po 22. Więc z mojej aktywnosci na dziś tylko tyle.
A teraz idę się wykąpać i spać, bo już po północy a jutro wcześnie rano trzeba wstać. :)
agape81
11 czerwca 2019, 10:10Z dziećmi to nie można się nudzić. Też coś o tym wiem.
Gosia288
11 czerwca 2019, 23:04Dosłownie :)
healthier_better
10 czerwca 2019, 08:15No to trochę stresu się najadłaś :) Moja młodsza siostra (wtedy miała może trzy latka) kiedyś zginęła na festynie rodzinnym. Rodzice się zagadali a ze ona spacerowała z drugi, dzieckiem to wydawało się, że będzie bezpieczna. Co się okazało później, że wdrapała się z jakimś starszym kolegą na ogromny traktor i tam się bawili :) (wtedy była wystawa jakichś maszyn). Co się jej wtedy naszukaliśmy i też było strachu co niemiara.
Gosia288
11 czerwca 2019, 23:03Mam nadzieję ze limit nieszczesnych wypadkow i przypadków juz wyczerpałam :)