Kilka razy w życiu miałam stany alternatywne. Doświadczenia, o jakich fizjologom (ani filozofom) się nie śniło. Opisać tego nie sposób, bo nie ma na to słów, ale same obrazy postaram się tu przedstawić.
1. Pierwszy raz to było na wakacjach, nad morzem. Byli moi rodzice, ja, moja siostra i kuzynka. Ja miałam jakieś 7-8 lat, moja kuzynka rok więcej, a siostra dwa lata więcej. I z tą kuzynką wybrałyśmy się na spacer nad morze przez las. Las sosnowy, do morza jakieś kilkaset metrów. Okolica wczasowa, więc mnóstwo turystów, w lesie wszystko wydeptane, żadnych grzybów, jagód. Idąc jedną z wielu dróżek zobaczyłyśmy z boku ścieżki taką jakby zasłonę z krzaków. Był tam taki rów, a potem wzniesienie, może na metr lub półtora. W tej zasłonie było małe "okienko", jak buli na statku. No i my postanowiłyśmy przeleźć przez to okienko. Chyba ja polazłam pierwsza, ale nie pamiętam już. Pamiętam natomiast, że obie, kiedy się tam przedostałyśmy stanęłyśmy jak wryte. Nie byłyśmy w stanie się odezwać. Stałyśmy w magicznym leśnym ogrodzie. To było okrągłe, w środku i na obwodzie rosły dość sporej wielkości jałowce, a może inne iglaki, poniżej krzewy malin i jeżyn. Niżej krzewinki jagód i poziomek. Wszystko obsypane owocami. Krąg ścieżki z soczystozielonej trawy. To wszystko rosnące w takim absolutnie nienagannym porządku, jakby wyszło spod ręki bardzo dokładnego ogrodnika. Tylko, że nie było tam śladu ludzkiej ingerencji. Na gałązkach rozpięte były pajęczyny (chyba krzyżaków), na nich kropelki rosy lśniące w porannym słońcu jak diamenty. Czułyśmy się obie jak w jakieś świątyni. Niczego nawet nie śmiałyśmy dotknąć. Wyszłyśmy stamtąd oniemiałe. Chciałyśmy zabrać tam moją siostę, żeby jej to pokazać, ale nigdy nie znalazłyśmy już tego miejsca. Taka naturalna mandala. Moim rodzicom nawet tego nie powiedziałyśmy. Nikt by nam w to nie uwierzył.
2. Drugi raz to było w Stuttgarcie. Mój tato tam wtedy pracował, a ja odwiedziłam go w czasie wakacji. Wtedy byłam już starsza, prawie pełnoletnia. Mój tato siedział w pracy, a ja miałam do niego przyjechać na rowerze. Przez las. Tam były takie ścieżki rowerowe, ale ja mając dużo czasu kluczyłam sobie między nimi. No i się zgubiłam. Słońce skłaniało się ku zachodowi, a ja wylądowałam na dzikiej polanie zarośniętej wysokimi różowymi kwiatami. Na samym środku stał ogromny dostojny jeleń z wielkim porożem patrząc na mnie bez cienia lęku. I wtedy też stanęłam jak zahipnotyzowana. Gdzieś znikł czas. Była tylko ta chwila i jej przekaz. Bezsłowny, wprost do samego rdzenia.
3. Trzeci raz na wczasach z kursem prawa jazdy w Zakopanem. Miałam skończoną 18-tkę. To była chyba ostatnia noc. Albo przedostatnia, nie pamiętam. Wiem, że wszyscy tam imprezowali, chyba oblewając egzaminy, a ja jakoś odczułam potrzebę, żeby wyjść. Poszłam... oczywiście do lasu. Była noc, koło północy. Szłam wzdłuż strumienia na tamę. I wtedy też odczułam CHWILĘ. Kiedy wszystko i nic stały się równoczesne. Byt z niebytem. Tam nie było żadnych scen przyrody. Nie musiało być. Takie rozmycie zmysłów w przestrzeni. I takie "AHA"! Jakby opadła zasłona i nagle widziało się wszystko, we wszystkich czasach i miejscach.
4. No i nasza leśna anomalia. To raptem kilka lat temu. Szłyśmy z siostą i moją młodszą córeczką przez las. W okolicach chatki, gdzie przebywam obecnie. No fakt, miałyśmy nadzieję na jakieś grzybki, bo to jesień była. Ale wszystko już wyzbierane. No ale przy drodze była taka dość wysoka, na jakieś 3-4 metry skarpa. No i rósł tam rydz. Więc tak mówię, żebyśmy się wspięły. Wlazłyśmy na tę ścianę, a tam takie pólko, może 10×10 m, ale nie dało się stanąć, ani kroku zrobić, bo tam był dosłownie dywan z rydzów! Przez kilka dni nosiliśmy pełne kosze. Podczas, gdy wokoło w ogóle prawie grzybów nie było. Jeszcze do dziś jemy marynaty :D W każdym razie to pierwsze wrażenie było szokujące. Może nie takie magiczne, jak poprzednie, ale aż w głowie się kręciło.
Zauważcie, że wszystkie te zdarzania miały miejsce w lesie. Przypadek?
Miałam jeszcze kilka nieziemskich spotkań i doświadczeń, ale ich nie opiszę, bo są zbyt osobiste.
A dziś pozdrawiam z lasu:
Właśnie kwitnie czosnek niedźwiedzi i wszystko pachnie ogórkami kiszonymi :D
A w chatce złapałam myszę do żywołapki. Leśną :) Wypuściłam dość daleko. Mam nadzieję, że nie wróci.
Babok.Kukurydz!anka
29 maja 2022, 10:04las ma to do siebie. Ja też się koiłam wczoraj. Chyba będę tam na bieganie jeździć.
kasiaa.kasiaa
29 maja 2022, 09:48Wierzę że doświadczamy czegoś co jest mało realne 😊 Sama mam kilka takich zdarzeń 😊 Ja to nazywam wyjątkowością 😊
barbra1976
28 maja 2022, 21:37A propos 3- jest teoria, że czas nie jest linearny, że wczoraj, dziś i jutro są razem, tylko my nie umiemy sobie z tym poradzić. Pewnie to poczułaś. Poprzednie punkty - mam ciarki. A na dodatek przed chwilą u kogoś innego czytałam o mandali.
barbra1976
28 maja 2022, 21:40Przypadków też ponoć nie ma.
ggeisha
28 maja 2022, 21:56:)
barbra1976
28 maja 2022, 22:01Fajnie, że kochasz las tak jak ja. Bardzo kocham. Kiedy lecę do Polski, pierwsze kroki są do mojego lasu.
Julka19602
28 maja 2022, 18:33Miało być napadem rabunkowym.
Julka19602
28 maja 2022, 18:32Pięknie opisujesz te zdarzenia. Podziwiam Cię za spokój ì zaufanie do ludzi. Tez kocham las , naturę ale bardzo boję się spacerów samotnych. Nie mam zaufania do ludzi boję się ich. Ma to związek z napędem na mnie w lesie przy morskiej plaży gdzie będąc z 2 dzieci 8 i 7 lat zostałam napadnięta przez 2 Łobzów z zamiarem ratunkowym. Trauma pozostała.
ggeisha
28 maja 2022, 19:04Oj, współczuję bardzo. I nie dziwię się traumy. :(