Podbijam kilometry, bo półmaraton coraz bliżej. Dzisiaj 19 km biegania po górkach, dużo podejść i niestety droga na końcu była tak zalana, że musiałam przedzierać się przez krzaki. Więc wyszło wolno.
Powrót spacerem. W trakcie rozładował się zegarek, ale pal licho. I tak zjadłam za mało o prawie 1000 kcal. No... nie mam czasu jeść :D
Po tych biegach tak mi się chciało pić i węgli, że kupiłam sobie zimne somersby (różowe, moje ulubione).
Za tydzień dzieć ma urodziny, więc zostanę w mieście. Zobaczymy, może za 2 tygodnie uda mi się złamać 21 km po górach.
Waga leci jak szalona, muszę zdecydowanie więcej jeść, bo to tempo nie jest zdrowe.
Dziś zrobię pasztet z soczewicy, lubię. Będzie na kilka dni. A na śniadania ostatnio zjadam pudding z chia i odżywką białkową. Dodaję zmiksowane owoce (akurat brzoskwinie mam) i duuużą łychę masła orzechowego z nerkowców.
Wygląda to tak:
Zrobiłam też syrop z czarnego bzu. Dziwne, tym razem wyszło niedużo, chyba odparował i się skoncentrował. Tym razem nie dałam w ogóle cukru, tylko jak już lekko podstygł, miód lipowy.
Może covid nas ominie (oby), chociaż osobiście się nie szczepiłam, bo mam wysoki poziom przeciwciał. Ale jakby co, to taki syrop super podnosi odporność.
Zobaczymy, czy jutro dam radę zrobić planowaną tempówkę, bo bolą mnie nogi. Nie po dzisiejszym bieganiu, tylko po treningu wczorajszym. Było "krzesełko" i przysiady. Po tym spadaniu w przepaść trochę mnie to obciążyło 🤣.
Na dobrą sprawę jeden dzień w tygodniu powinnam mieć zupełną regenerację i luz. Ale, powiedzmy sobie szczerze, takie 5 km to luzik, nie? W dodatku z górki.
Ciekawe, że ludzie szukają wymówek, żeby nie iść na trening. A ja szukam wymówek, żeby iść 🙄.
Ja myślałam, że zaczynając "odchudzać się" będę jadła mało i będę głodna. Tak to było w wszystkich dotychczasowych dietach. Teraz, kiedy nie jestem na diecie, a na zdrowym odżywianiu, jem więcej niż wcześniej i nie daję rady z taką ilością. Tyle dobrze, że w miarę chudnięcia zmniejszy się wymagana kaloryczność i nie będę musiała tyle jeść. A póki co, to hmmm... będę korzystać 😊. Idę sobie zjeść czekoladę (nie całą oczywiście).
Naturalna! (Redaktor)
12 września 2021, 11:04Wooow, ale energia, tylko pozazdrościć :D no ja też już dawno doszłam do tego wniosku, że można jeść serio DUUUUUŻO i chudnąć, ale trzeba wiedzieć co jeść ;) a jaką czekoladę lubisz? Powinnaś napisać jakąś przemowę motywacyjną dla leniuszków ;) no raz jeszcze podziw! ZEBYM JA WRÓCIŁA do biegania, któś musiałby mi słono zapłacić i tak jak kiedyś to kochałam, tak teraz na samą myśl mnie telepie, ale chodzić lubię, właśnie wybywam do drzew, może jakiegoś grzybola znajdę, bo lało.
ggeisha
12 września 2021, 11:44Ja też uwielbiam chodzić i przez ostatnie 2 lata w zasadzie tylko chodziłam. Nawet rower odstawiłam, bo na nóżkach jakoś wygodniej i wszędzie można wleźć. No, prawie wszędzie. Do biegania wróciłam przed wakacjami zaczynając praktycznie od zera - minuta biegu + 3 minuty marszu. Jakąś taką apkę znalazłam. Musiałam, bo zapisałam się na półmaraton i idąc nie zmieściłabym się w limicie czasu, haha. No i bieganie ma tę zaletę, że jest szybsze. Więc jak czasu mało, to biegiem. Czekoladę w zasadzie każdą lubię. Ostatnio mleczne są dla mnie za słodkie. Studencka gorzka jest wporzo :)