Początek grudnia spędziłem w szpitalu opiekując się synkiem. Właściwie chyba nie potrzebnie.
Mały ma problem z zaparciami. Na 1 grudnia byliśmy umówienie w szpitalu na diagnostyke (oddział dzienny). Już dotarcie do szpitala było sporym problemem - 1 grudnia było u nas -16 st.C. Ale dotarliśmy. Po badaniu USG zdecydowano umieścić małego w szpitalu "na obserwacje". Z zaskoczenia zostałem w szpitalu na półtorej doby. Po czym późnym popołudniem 2 grudnia zostałem wymieniony przez żonę. Rokowania były dobre - mały miał być wypisany w piątek przed południem ze szpitala. Około 18.00 w czwartek dotarłem do domu, gdzie musiałem zająć się córką (wcześniej zajmowała się nią teściowa). Po położeniu małej spać ok 20.30 wyskoczyłem na basen. Rano zaprowadziłem córke do szkoły i sam znowu na basen. Po powrocie do domu przykra wiadomość - mały w nocy wymiotował w szpitalu. Czyżby podczas obserwacji w kierunku "na zaparcia" dostał zatrucia/biegunki/grypy żoładkowej? Po kilku godzinach decyzja - wychodzimy na przepustkę. Jeżeli wszystko ok - to w poniedziałek/wtorek wypis. Jeżeli nie - bezpośredni powrót na oddział. Powrót do domu(35 km samochodem) w piątkowe popołudnie trwał prawie 3 godziny, takie były śnieżyce.
I było miło przez całą sobotę - a przed chwilą mały zwymiotował. Już śpi w posprzątanym łóżeczku. A rodzice się zamartwiają. Czyżby powrót do szpitala?
statekmarzen
4 grudnia 2010, 21:32dużo zdrowia dla maleństwa....i siły dla Was...pozdrawiam