Święta. A jak święta - to świąteczne wizyty. Zarówno niedzielę jak i poniedziałek spędziliśmy u teściów (mieszkają 8 km od nas). Na szczęście udało mi się połączyć "rodzinny obiad" z indywidualnym bieganiem. Bieganie rozpocząłem już w sobotę. Żona poprosiła mnie abym zawiózł teściowej nową firankę - prezent imieninowy. Koniecznie JUŻ I TERAZ, aby firanka mogła być powieszona przed świętami. Nie bardzo chciałem - zaplanowałem sobie popołudniowe bieganie. W końcu wypracowaliśmy wersję kompromisową - pobiegłem do teściowej niosąc siatkę z firanką. Musiało to wyglądać dość zabawnie - firanka ma dużą objętość, ale na szczęście jest lekka - więc jakoś dało się przebiec.
Niedziela była dniem odpoczynku - pojechaliśmy do teściów całą rodziną. Za to w poniedziałek wysłałem rodzine (+ moje "świąteczne" ciuchy) samochodem. Sam natomiast ubrałem dresy, buty i pulsometr i pobiegłem do teściów okrężną drogą. Łącznie trasa miała kilkanaście kilometrów, które przebiegłem w równe dwie godziny.