tak myślałam o tej niedzieli z lekkim niepokojem - bo od czasu jak weszłam na vitalię i wpisałam się lekkomyślnie i z przejęciem na wyzwania, które totalnie zmieniły mój dzień i sposób życia na ostatni miesiąc - żyłam w swoistym akwarium, w rytmie ćwiczeń, robionych najpierw bardzo nieudolnie i ledwie, ledwie, ale - skutecznych od początku. Teraz zaś po dwu wpadkach, powrocie, nawrocie i zejściu o ok. 3 kg poczułam się bezpieczna w tym akwarium regularnego ćwiczenia, spacerowania, oszczędnego jedzenia, sprawdzania wagi. A teraz wyjazd do czwartku - zawodowy, gdzie będą posiłki przy dużych stołach w powodzi znajomych i nieznajomych, wspólne kawa i ciastko, mieszkanie w pokoju z miła znajomą, która jednak nie znosi ćwiczeń gimnastycznych, z niesmakiem kpi z ćwiczeń robionych do video, i będzie chciała rozmawiać. Z ostatnich tego typu wyjazdów wiem, że nie jest się ani chwili samej, a jeśli da się wyjść z kimś na spacer zamiast do kawiarenki by pogadać, będzie sukces. Mogę się zasłaniać dietą pooperacyjną itd., ale tak bardzo, to śmieszne, przyzwyczaiłam się do ćwiczeń z pokrzykującą Mel B, w rytmie 10 minut, a umiem już nawet zrobić 3 po kolei. Tez widzę, jak bardzo mnie podtrzymują te ćwiczenia psychicznie, jak bardzo przyzwyczaiłam się do picia wody w ilości niezwykłej dla wielu osób. Na dziś ciągnę ze sobą 1.5 l wody, jutro trzeba będzie szukać wody - pomiędzy lectures, przy śniadaniu, obiedzie etc.
Swoją drogą - jak bardzo w odczuciu wielu ludzi agresywne są upodobania i zwyczaje jedzenia inne niż typowe. W czasie studiów budziliśmy szok jako weganie czy wegetarianie, czytając maniakalnie książki typu Ohsawy, teraz widzę, jak trudno odmówić czegokolwiek w sytuacji "ależ, chyba się nie odchudzasz! przecież i tak dobrze wyglądasz! rozejrzyj się po ulicy, ilu grubszych od ciebie!"
Tymczasem, tak jak i kiedyś, widzę, jak bardzo nie chodzi tu tylko o wygląd, choć i to przecież naprawdę ważne, ale o samopoczucie, o ile łatwiej mi żyć sensownie, pijąc codziennie wodę, jedząc mniej, ruszając się więcej.
To zabawne - zobaczymy jak będzie. Czuję się jak w eksperymencie;-)
nieznajoma-ona
1 września 2014, 13:27myślę, że powinnaś zignorować koleżankę w kwestii jej docinek i poćwiczyć co dzień chociaż troszkę :) skoro jej się to nie podoba to nikt jej nie zmusza do tego, ale jeśli Ty po ćwiczeniach czujesz się lepiej to nie odmawiaj ich sobie :) ps. bardzo fajnie napisany ten wpis :)
Florentinaa
2 września 2014, 21:46Dzieki, wracam jak winowajca wobec samej siebie, iuu
leon42
24 sierpnia 2014, 12:02Współczuję i rozumiem. Mnie od jutra czekają terminy poza biurem. Muszę ostro nastawić budzik i dopasować plan jazdy, ale trzymam się swojego tylko z jednego powodu: wiem, że jest mi dobrze z tym co robię, a inni mogą sobie robić co chcą :))) powodzenia
sardynka50
24 sierpnia 2014, 10:44Kochana..dasz radę ! Nie zawsze będzie idealnie , będą wpadki, będą święta...ale potem wracamy na dobre tory. Rób co uważasz za stosowne i nie przejmuj się tym co mówią ludzie. Powodzenia. Pozdrawiam.
Florentinaa
2 września 2014, 21:45Jestes prorokinią/