Mili i cierpliwi,
poległam. Karmiono mnie w kółko wszystkim, częstowano i dolewano, desery imieniny, urodziny itd. all atrakcje by się 'wszyscydobrzeczuli". Potem odbieranie dzieci, powroty, rodzina, imieniny, rodziny, i w rezultacie ledwie cwiczylam brzuszki parę dni, w końcu uznałam, ze nic ze mnie nie będzie - i wprawdzie nie wróciłam do 75, al3 73,5 - czyli dwa kg ponad do osiągnięte tak grzecznie wagi...
ściągnęly mnie Wasze maile i zaproszenia - dzieci poutykane w szkole więc od dziś wieczora postanawiam poprawę.
Jestem cięzka, tłusta, ale pełna nadziei, bo w końcu pamietam, ze jak tu zaczynalam , nie bylam w stanie cwiczyc 10 min naraz, a jak wyjezdzalam na imprezę, ćwiczyłam nawet godzinę - na pewno niezbyt doskonale, ale jednak coraz lepiej....
licząc na łaskawe przyjęcie i mając nadzieję na dalsze żerowanie na Waszych poradach, uwagach i osiągnieciach - do jutra
nieznajoma-ona
3 września 2014, 16:32dobrze, że wróciłaś i się nie poddajesz :) tak trzymaj!