U mnie dzisiaj załamka. Jadłam wczoraj grzecznie ok 1600 kcal podzielone na 6 posiłków - naprawdę pięknie jak rzadko, wypiłam wiadro wody i herbatek . 45 min pływałam intensywnie ( 52 x 25m). Wstaję ran spokojna, staję na wadze , a tu +0,3. Smutek... Taką już miałam nadzieję na to 77 z przodu. Chyba muszę bardziej kcal ograniczyć, bo inaczej już zawsze będę miała nadwagę, a nie powinnam, bo daję zły przykład i dzieciom i pacjentom.
I jeszcze ja wstawiłam zdjęci ana forum w bieliźnie to się załamałam. Wiedziałam, że jestem gruba, ale naprawdę nie myślałam, że aż tak.
Świetny pomysł z tymi zdjęciami, wcześniej miałam zupełnie inne wyobrażenie siebie.
Nawet nie chcę podejrzewać ja wyglądałam w wadze 86,7, skoro teraz jest okropnie, a wszyscy znajomi mówią, że mocno schudłam i ładnie wyglądam. O, komplemenciarze, łobuzy. Ja im jeszcze pokażę, jak to jest ładnie wyglądać.
Niniejszym ogłaszam koniec dzisiejszej załamki i biorę się za siebie.
A teraz punkt 5 wyzwania czyli, co skłoniło mnie do rozpoczęcia diety.
Bardzo to jest proste i przyziemne. Źle się ze sobą czułam. Nie potrafiłam się wbić w rozmiar 44, nie miałam się w co ubrać. Rozebrana nie mogłam chodzić tym bardziej - oj ohydne to było - wszędzie mi się coś trzęsło , brzuch był większy od piersi, a nie było to łatwe przy miseczce F. Przy siadaniu brzuch lądował mna kolanach. Kręgosłup odmówił współpracy, a uroczy znajomy neurochirurg - wręcz przeciwnie. Marząc o 6 z przodu, a niechybnie dryfując ku 9 wykorzystałam okazję zbliżającego się wielkiego postu do ogarnięcia się. I słodycze poszły do szafki - wykorzystałam tą wielką już torbę ( każdego cukierka, którym mnie częstowano wrzucałam do torby) 2 dni temu - ale dzieciaki miały radochę - tyle słodkości w wielu rodzajach. Wszystko to miało szansę wylądować w moich biodrach. No i odcięłam się od piwka codziennie. A lubię i powód zawsze był: bo miły wieczór, bo jestem zmęczona, bo stary mnie znów wkurzył. I szło litrami w brzusio. Zostałam stałą bywalczynią basenu. Zawsze lubiłam pływać, ale oczywiście bardzo prosto było się wymówić brakiem czasu, a potem jęczeć, że kręgosłup boli a nogi nie czuję :) Teraz, prawie 4 miesiące później, pomimo wielu zwątpień i porażek, uważam, że była to jedna z najmądrzejszych decyzji w moim życiu.
Miłego dnia.
Znalazłam skalpel - o mamo- wytrzymałam 8 minut i ledwo dyszę, ale chyba zacznę codziennie :)
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Lidia1993
4 czerwca 2013, 15:58Zamiast Cię to zmotywować,to się zdołowałaś na tym forum tylko;/ Dobra kaloryczność, może wchodź na wagę rzadziej? Nie wierzę,że taka kaloryczność i taka aktywność fizyczna spowodowała wzrost wagi, bo sama widzisz że nie ściemniałaś,czasem tak po prostu bywa:) Trzymaj się!