Witam 😀
1. Kalorie — 4/7 — Weekend, a raczej piątek i sobota wyrąbany po całości. Dawno nie zdarzyła mi się taka samowolka.
2. Woda — 7/7
3. Spacery/marsze — 75,29 km — Dużo.
4. Fit & Strong — 4/4 — To zabawne, ale ze wszystkich treningów najbardziej męczy mnie rozciąganie.
5. Cardio — 38 min biegania (18 min + 20 min; 2,6 km +2,8 km) — Jakoś mi tak głupio było, że w niedzielę nie pobiegałam, dlatego we wtorek to nadrobiłam. Bez aplikacji, bo to było raczej pójście "na żywioł". Weszłam na swoją ścieżkę, spojrzałam na telefon, żeby sprawdzić ile już przeszłam i zaczęłam biec. Po przebiegnięciu całej ścieżki po prostu obliczyłam ile czasu biegałam i jaki dystans pokonałam. W niedzielę biegałam już po Bożemu 😜 A skakanka na razie sobie powisi w szafie, bo stwierdziłam, że póki pogoda jest jeszcze w miarę okej, wolę spacerować. Jak już zacznie robić się ciemno o 17 to się z nią ponownie przywitam. Bo żyjąc na końcu świata łażenie po nocy nie jest zbyt ciekawą opcją.
Waga:
Sprzed tygodnia:
79.8 kg
Obecnie:
80.6 kg
Spadek:
+ 0.8 kg
Dokładnie tak, jak się spodziewałam. Ten cudowny wynik z zeszłego tygodnia był spowodowany głównie tym, że w sobotę przed ważeniem zjadłam bardzo mało jeśli chodzi o objętość posiłków. To był ogólnie ciekawy dzień. Przez jego większą część byłam poza domem, rano zjadłam jedynie normalnie śniadanie o 7, potem jak wybyłam z domu o 11 to wróciłam na 17. Później zaczęła się ta mała impreza urodzinowa, na której wpadł tylko kawałek tortu. A dopiero około 21 zjadłam coś w miarę normalnego, ale i tak było to jedynie trochę gyrosa i sałatki z brokułem i kawałek płynnego sernika (przepis z internetu nie zadziałał tak, jak powinien 😂). Czyli bardzo mało. Kalorie podbił mi w sumie majonez z tych sałatek. Więc byłam zwyczajnie pewna, że z tego 1,5 kg spadku większość do mnie tak czy inaczej wróci. I wróciło.
A znowu sobota w tym tygodniu była w drugą stronę – obżarłam się tak, że idąc na wieczorny spacer z psem nie miałam siły ciągnąć swojego wypchanego po brzegi brzucha. Nie polecam.
Szkoda mi jedynie, że takie coś zdarzyło się akurat w momencie, gdy balansuję pomiędzy 8 i 7 i przez te kilka dni czułam już jak się z tą 7 żyje.
Jestem z tym niby pogodzona, ale tak tyci tyci mi mina zrzedła, więc teraz trochę pozytywów dla poprawienia morali w drużynie.
Ostatni skok wagi miałam 24 maja, co oznacza, że wytrwałam 15 tygodni bez wzrostu, co samo w sobie uznaję za ogromny sukces. Więc ten jeden plusik nie jest żadnym dramatem. Następne 15 tygodni będzie na minusie 😜
Drugim pozytywem jest to, że ta 15 z paska postępu nie zniknęła. Trzymam się jej mocno.
Trzecim są zdjęcia, które zrobiłam sobie w środę. (W samej bieliźnie, więc nie wiem, czy kiedykolwiek się tutaj pojawią.) Chyba o tym nie pisałam, ale co miesiąc robię sobie zdjęcia sylwetki, w tym samym komplecie ubrań (a raczej w staniku sportowym i majtkach). I widząc zmiany w moim ciele jestem tak mega podbudowana, że nic mi nie straszne. Jest moc 💪
No nic, trzeba dalej pracować. Głowa do góry i do przodu.
Do usłyszenia w następnym tygodniu, kobitki 😀
peggy.na.obcasach
15 września 2020, 11:37Ok, takie wahania wagi są denerwujące, ale jak sama przyznajesz, że w weekend była samowolka ;-) to może zatrzymała Ci się jakaś woda, albo coś? No tak czy inaczej - Twoje postępy robią wrażenie :-)
finebyme
15 września 2020, 13:23Dokładnie, sama zapracowałam na ten nieszczęsny wynik, więc teraz trzeba to wziąć na klatę. Szczerze, nie wiem co się stało i nie ma już co tego jeszcze bardziej rozkładać na czynniki pierwsze. Pozostaje mi tylko skupić się na bieżącym tygodniu i zadbać, żeby nie powtórzyć weekendowego obżarstwa 😊
peggy.na.obcasach
15 września 2020, 13:50Tak jest! I do przodu! :-)
marylisa
15 września 2020, 10:34Skoro dzień przed ważeniem się objadłaś, to się nie ma co dziwić, że jest więcej, pewnie po 2 dniach waga wróciła do zeszłotygodniowej :)
finebyme
15 września 2020, 13:19Mam nadzieję, że wróciła. Nie sprawdzam, choć mocno, mocno korci. Ale trzeba być silnym i nie dać się zwariować cyferkom 😁
Lea111
14 września 2020, 08:19Wow, zazdroszcze tej motywacji do ćwiczeń! :D Ale przekonuje sie tez do spacerow, poki jeszcze pogoda ładna to łatwiej wyjść z domu, więc dwa razy z tygodniu idziemy sobie gdzieś nad jeziora czy do parków pochodzić troszkę. Także dzięki, za motywację!! Co do weekendu, ja też nie byłam najgrzeczniejsza w kwestii żywieniowej :P Ale cóż, trzeba sie postarać, by ten tydzień był lepszy :D a co do zdjęć - ja swoje wstawiłam ale bez buzi :) a bez niej to tylko ciało, bezosobowe :D lubię oglądać postępy innych i czytać jak do tego doszli!
finebyme
15 września 2020, 13:15Motywacja do ćwiczeń wzrastała u mnie wraz ze zmianami, które zadziały się w mojej kondycji. Serio, na początku ból był wielki, ale gdy w chwilach słabości porównuję, jak czułam się po niektórych ćwiczeniach na samym początku, a jak czuję się teraz to dostaje takiej mocy, że nic mi nie straszne. Zresztą najtrudniejszą częścią ćwiczeń nie są one same, ale moment, w którym trzeba podnieś tyłek z łóżka i je zrobić 😜 Weekend był u mnie porażką, ale teraz już jest lepiej. Mam nadzieję, że to taki dobry zwiastun i w ten weekend nie popłynę za mocno. Co do zdjęć, na tę chwilę planuję wstawić jakieś, gdy osiągnę cel paskowy, bo jestem już bardzo blisko. Ale czy to się wydarzy to nie wiem, bo jednego dnia jestem na tak, a drugiego na nie. Więc czas pokaże 😊