Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
"Dietowanie" wg mnie, czyli wybory na wagę złota.


[Wyszło trochę chaotycznie, ale taka właśnie jestem. Pozwijcie mnie za to.] 

Wstępniak o tym, jakim cudem doszłam do momentu, w którym się obecnie znajduje już był, to teraz czas trochę szerzej powiedzieć o tym, co robię, by zmniejszać tę kulkę tłuszczu, którą obecnie jestem. 

I tak o tym myśląc, doszłam do wniosku, że nie do końca podoba mi się słowo dieta. A do mojego stylu życia bardziej pasuje: podejmowanie lepszych decyzji. Bo tak szczerze mówiąc, nie odżywiam się stuprocentowo zdrowo. Pilnuję jedynie, by nie przekraczać limitu kolorii i przygotowując jedzenie, mając do wyboru to i to, staram się – choć nie zawsze się udaje – wybrać tę mniej szkodliwą rzecz. 

Oczywiście nie jestem chodzącą perfekcją i wciąż z wielkim smakiem zajadam się niezdrowymi rzeczami, ale teraz wygląda to trochę inaczej. Bo planując tzw. cheat meal, po fakcie jakimś magicznym sposobem nie zmienia się on w cheat day, ani nie sprawia, że kaloryczność skacze mi o kolejną "dniówkę", tak jak to bywało wcześniej. Nie, teraz jest to wpisane w jadłospis i resztę posiłków ustalam tak, żeby przed wielkim żarciem nie objadać się podwójnie. I to są te lepsze decyzje. Których podejmowania nie da się uniknąć. 

[Teraz poleci przykład z życia wprost wycięty, który jakimś cudem staje się dziwaczną a'la motywacyjną gadką.] 

Jak każdy posiadam zachcianki, głównie na słodkie, i walczę z nimi zacięcie, lecz zdarza mi się zjeść coś niedobrego. Pewnego dnia złapał mnie mały głodomor na cukier. I tak się powstrzymuje, popijając wodę przypominam samej sobie o tym, że to złe i niedobre i olaboga przytyję od samego myślenia jakieś 5 kilo, ale koniec końców postanawiam, że pozwolę sobie na małe co nieco. Myślę sobie wtedy: W szafce leżą te cudowne śmietankowe wafle, które tak mocno kocham. Jak już dałam sobie pozwolenie na słodycz, jeden krzywdy żadnej nie zrobi. 

Podchodzę do szafki, otwieram ją, dotykam szeleszczącego opakowania wafelków, czuję jednego pod palcami, podnoszę odrobinę opakowanie, rozpamiętuję ten niesamowity słodki smak, który utrzymywał się w moich ustach jakieś ćwierć sekundy i... 

I odchodzę. 

Idę do pokoju, gdzie w małym pudełeczku mam ostatni z batoników musli, które sama upiekłam. Z których wciąż jestem szalenie dumna, bo wyszły pyszne. O jakieś milion procent zdrowsze niż ten kupny wafl i bardziej smakowite. 

Siadam na łóżku, otwieram pudełko, wącham ten cudowny aromat i powoli zajadam się płatkami owsianymi z owocami i miodem. I żując to cudowne połączenie, jestem z siebie dumna, bo wybrałam dobrze. Lepiej. I myślę już o kolejnym trudnym wyborze, który będę musiała podjąć w najbliższym czasie. 

Bo takie wybory podejmuje się za każdym razem, gdy człowiek myśli o jedzeniu. Otwiera lodówkę i widzi na jednej półce chudą wedlinkę i warzywa, a zaraz pod tym cztery słoiki kupnego dżemu i czekoladowy krem. I tutaj zaczyna się misja, bo z tyłu głowy słyszysz: tłuścioch, tłuścioch, tłuścioch, wstyd i hańba. Ale głośniejsze są te myśli, które już wybierają dżem lepiej pasujący do czekolady. I trzeba z tym żyć. Ale jak już tak się z tą naszą głową kłócimy, warto skupić się również na tym cichym, nieśmiałym pobąkiwaniu, które zwraca uwagę na warzywa. I może jakiś twarożek, albo jajeczko z odrobiną szczypiorku na szczycie. Pewnego dnia ten głos stanie się na tyle głośny, że po spojrzeniu na niezdrowe zło wcielonie zacznie drzeć japę i udawać odgłosy wymiotne, wypychając twoje dłonie w stronę pomidora i ogórka (chociaż podobno nie powinno się ich łączyć, bo wzajemnie pozbawiają się wartości odżywczych), czy wrzuci pierś z kurczaka prosto do bulionu zamiast na skwierczącą patelnię. I gdy już zacznie się tak dziać, trzeba zadbać o to, by głos ten nie nabawił się żadnej chrypy i już zawsze powstrzymywał cię od łatwych wyborów. 

Wiem, posiadam bardzo ciekawą wyobraźnię, ale chyba tak to już jest, jak człowiek za dużo myśli o wszystkim i niczym. 

Więc tak, miałam krótko powiedzieć co i w jakich ilościach żrem, ale naszło mnie na myślowanie i niech już tak będzie. 

Pewnie podczas czytania zwróci Waszą uwagę to, że w tym wpisie moje zdrowe/niezdrowe wybory dzielą się na te słodkie i mało słodkie, ale odkąd zaczęłam o siebie dbać i odkąd sobie cukrzykuję, najciężej idzie mi unikanie niepotrzebnych węgli. Takich do podjadania, bo jeśli chodzi o normalne posiłki to nie mam większego problemu. Za makaronem nie przepadam, bo nigdy tak naprawdę się nim nie najdałałam, na ryż pozwalam sobie tylko w gołąbkach, mącznych produktów również unikam, a pyrków jest teraz mniej (biedne muszą się ważyć za każdym razem, gdy o nich pomyślę). Kaszę lubię w każdej postaci, więc zawsze jakiś zdrowszy zamiennik znajdę. 

———

Chaos. Ten wpis to chaos. 

———

Podsumowując:

1. Jem wszystko, ale z głową. 

2. Mam problem z podjadaniem słodkiego. 

3. Fast fooduję raz czy dwa razy na miesiąc.

4. Nie piję słodkich napoi. 

5. Kawa (bez cukru z mlekiem albo czarna jak noc) + herbata/mięta/melisa + hektolitry wody to to, co tygryski lubią najbardziej. 

6. Mam problem z pieczywem, bo chyba jem go za dużo, ale od jakiś dziesięciu, a może i więcej lat jem jedynie ciemne (ciemne ciemne, a nie tylko z nazwy), więc powiedzmy, że nie czuję potrzeby nic z tym robić.

7. Nie boję się mięska. Bez niego smutne byłoby moje życie. 

———

To pewnie jedynie połowa rzeczy, które planowałam tu powiedzieć, ale teraz nic z początkowego zamysłu nie pamiętam. 

Życzę wszystkim wspaniałego dnia. Trzymajcie się, ludziska 😊

  • blueskies

    blueskies

    8 czerwca 2020, 07:17

    Jak robisz te batoniki? Poproszę przepis:-)

    • finebyme

      finebyme

      8 czerwca 2020, 08:00

      Zaraz poszukam go w czeluściach telefonu i podeślę Ci w wiadomości 😊

    • finebyme

      finebyme

      8 czerwca 2020, 08:25

      Okej, właśnie ogarnęłam, że nie mogę wejść na twój profil - czyli nici z wysłaniem na priv, więc muszę załatwić tę sprawę tutaj :) Oto przepis na oryginalną wersję tych batoników: https://m.smaker.pl/przepisy-desery/przepis-ciasteczka-owsiano-kokosowe-z-chia,181071,futka.html Ja swoje trochę zmodyfikowałam, więc jak będziesz chciała to później podam Ci "mój" przepis 😊

  • CzarnaOwieczka85

    CzarnaOwieczka85

    7 czerwca 2020, 15:08

    Ja mam podobbnie nie rezygnuje zze wssszyssttkiegi tylko staaram ssie wwybierrac mniejsze zloo. Przzepraszam cossz ttel sie dziieje i jakos dzziwnie piszze...

    • finebyme

      finebyme

      7 czerwca 2020, 17:11

      To chyba najlepsza metoda, bo im większe narzucimy sobie ograniczenia, tym większe ryzyko, że coś się po drodze spierdzieli xD

  • kklaudia1882

    kklaudia1882

    7 czerwca 2020, 10:21

    Moja dieta również wygląda podobnie. Oprócz 2 i 3 pkt, bo problem mam ale ze słonymi przekąskami typu chipsy, a fast foodów nigdy jakoś mocno nie kochałam, więc wystarczy domowa pizza raz na kilka miesięcy :) Jesteś bardzo silna dokonując takich wyborów, ja wolę nie mieć w domu rzeczy które kuszą, by móc tą swoją silną wolę mieć w zapasie gdy nagle najdzie jakiś kryzysik :) Ale ważne, że u Ciebie działa i idziesz do przodu :)

    • finebyme

      finebyme

      7 czerwca 2020, 11:03

      Gdybym mieszkała sama pewnie nie miałabym w lodówce/szafkach żadnych małych kusicieli, ale niestety dużo nas pod jedym dachem i zawsze jakieś "niedozwolone" dobroci się znajdą. Ale trzeba nauczyć się z tym walczyć i powoli mi się to udaje. Baaardzo powoli, ale mimo wszystko daję jakoś radę.

    • kklaudia1882

      kklaudia1882

      7 czerwca 2020, 11:08

      Ja mam pod tym względem łatwiej, bo mąż woli słodkie, a mnie to nie rusza :) Ale to fakt - trzeba się nauczyć z tym żyć, bo kusiciele będą się pojawiać zawsze, a jak już będziemy umieć się opierać to poradzimy sobie zawsze :) Ja póki co robię ślimacze postępy, ale lepsze takie niż żadne :D Kiedyś odzyskamy kontrolę :*

  • adrianna1994

    adrianna1994

    7 czerwca 2020, 10:09

    Moja dieta wygląda dokładnie tak samo 😅🤭

    • finebyme

      finebyme

      7 czerwca 2020, 10:17

      To podnoszące na duchu, że nie tylko ja jem co chcę i wciąż udaje mi się coś tam schudnąć 😀 byle nie popadać ze skrajności w skrajności. Nie da się na przełomie kilku dni przejść z jedzenia tony fastfoodów do samych owoców i warzyw, bo w końcu coś pójdzie nie tak, więc lepiej pomału zmieniać nawyki i obserwować, co z tego wyniknie

    • adrianna1994

      adrianna1994

      7 czerwca 2020, 10:21

      Jestem tego samego zdania. Nie pozwalać sobie na żadne przyjemności w życiu bym nie wytrwała miesiąca.. A dawniej tak miałam nic slodkiego, fastfoodowego, a jak już zjadłam to koniec diety i wracałam do starego nawyku jedzenia wszystkiego ile chce i było po diecie. Teraz mam inne podejście. Raz na jakiś czas zjem coś słodkiego i idę dalej do przodu, dlatego też potrafię wytrzymać 😉

    • finebyme

      finebyme

      7 czerwca 2020, 10:59

      Też podczas pierwszego podejścia do odchudzania od razu wyrzuciłam z diety wszystko co niezdrowe i teraz szczerze mogę powiedzieć, że to były katusze. Po czasie wiem, że nie było to zbyt mądre posunięcie i tylko mnie zniechęcało. A teraz czasami coś podjem, nie wypominam sobie tego za mocno i jakoś powoli leci. Byle nie dać się zwariować.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.