czy wy tez tak macie?
Gdy humor wam sie poprawi i dzien toczy soe lepiej niz zwykle... przegladam sie w lustrze i mysle: „ nie jest przeciez, az tak zle?” Widze kilka miejsc do zmiany na swoim ciele i tuszuje je ubraniem. Mysle sobie mam czas by to zgubic... od jutra... albo nie! Od poniedzialku.
A potem przychodzi kiepski czas i w lustrze widze gruba swinie, schowana pod celullitem i zastanawiam sie dlaczego jestem taka beznadziejna ze uwierzylam lustrzanemu odbiciu tydzien temu????
Jak naprawde wygladam?
Czy to ze mna jest cos nie tak? Czy to wina tego pieprzonego lustra?
Chyba szukam w nim nadziei ... poczucia ze nie jest jeszcze za pozno by cieszyc sie wlasnym cialem...