Nie prowadzę się ostatnio zbyt dobrze. Niby zmieniłam pewne rzeczy w swoich zwyczajach, niby dobrze i cacy, ale jednak te złe nawyki mają większą wartość (wagę?), niż te dobre i wynik mam ujemny, czy raczej negatywny. Waga stoi w miejscu wahając się nieznacznie o 300 g w tę i na zad (z naciskiem na zad). Ćwiczę bardzo nie regularnie, z jedzeniem mam podobnie. Jeden dzień jest godny pochwały, drugi jest przepełniony złymi rzeczami. Gubi mnie podjadanie, zwłaszcza w czasie przygotowywania posiłków. Nie potrafię się tego pozbyć, bo ja tak bardzo kocham jedzenie :) Zwłaszcza jak mamusia zrobi! Nie ma na ziemi nic lepszego od domowego, maminego jedzonka ^^ Taki mój ciężki los turkucia podjadka..
Obiecałam sobie, że na żadne diety przechodzić nie będę. Wczoraj jednak przejrzałam forum w poszukiwaniu nowości i opinii. Z jednej strony wiem, że to głupie wcinać owsiankę, czy jajka całymi dniami, z drugiej jednak, efekty dziewczyn stosujących owe diety są bardzo motywujące. I już miałam się na coś zdecydować, już miałam robić listę zakupów, kiedy powstrzymał mnie temat diety przeciwgrzybiczej. Niewiele w nim było, ale zaczęłam szperać w Internecie. Olśniło mnie! To jest coś co chcę i mogę zrobić. Nie dla odchudzania, ale dla zdrowia. Nie miałam pojęcia, że grzyby mogą mieć wpływ na mój nastrój (depresja), moje stawy (zapalenia, reumatyzm), mój apetyt (nadwaga). Zrobię z tego mój długoterminowy plan na lepszą mnie. Nie wiem czy zdołam się ściśle trzymać diety, jest bardzo restrykcyjna, ale zrobię wszystko aby tego dokonać. Może wreszcie poczuję się lepiej wstając rano z łóżka.
Zakładam, że do końca tygodnia uda mi się dokładnie zapoznać z założeniami diety, może zdobędę jakąś książkę i przygotuję siebie i mojego Pana na nadchodzące miesiące, a nawet lata, bo to naprawdę jest plan długo terminowy. Jednak mam nadzieję, że skorzystamy na tym oboje, a zwłaszcza nasz związek.
Tak więc oficjalnie wypowiadam wojnę kandydozie i lekarzom konowałom.
17 mają idę na wieczór panieński mojej koleżanki, a 7 czerwca na jej ślub. Mam już część „kreacji”, wciskam się w nią bez większych problemów, chciałabym jednak lepiej w niej wyglądać :) Mam 47 dni do panieńskiego i zakładam że schudnę minimum 5 kg, optymalnie 7kg oraz 67 do ślubu, gdzie w sumie chciałabym stracić minimum 8kg, optymalnie 11kg. Marzy mi się 69 ;) ale jak będę ważyć 73 też się nie obrażę. Mój cel, to piękne nogi, bo chcę założyć spódniczkę.
Jutro (ładują się baterię i jeszcze planuję wypad do ciuchbudy ;)) uwiecznię się na zdjęciach w celach poglądowych. Na dzień przed imprezą orównam się przed i po :) No i będę miała dowód, że kurde mi się udało:P W ogóle nie dopuszczam do siebie myśli, że mogłoby mi się nie udać!
Till summer...
DamaZAgatu
31 marca 2014, 12:53Ja też uwielbiam podjadać, gdy coś gotuję to 3 razy sprawdzam czy aby na pewno dobre, zdarza się że podchodząc do posiłku nie jestem już głodna, bo najadłam się przygotowując go. Ty 7 czerwca idziesz na wesele a ja na panieński :D Uda nam się schudnąć i wyglądać bombowo do tego czasu. Pozdrawiam :*
j.lisicka
31 marca 2014, 09:53Dieta w założeniach interesująca się wydaje :) Życzę osiągnięcia celu :)
agulina30
31 marca 2014, 09:47powodzenia w dietkowaniu i udanej imprezki!