To aż dziwne, ale w ciągu ostatniego roku nie udało mi się być dłużej na diecie niż 3 dni. Więc odnotowuję właśnie swój mały sukces. Może to jest właśnie znak, że tym razem się uda i nie mogę tego zepsuć? Znak czy nie, musi być dobrze. W końcu robię to dla siebie, dla własnego dobrego samopoczucia, dla zdrowia fizycznego i psychicznego.
Dużo piszecie o tym, jak to Wam źle, że jesteście same, że nie macie faceta itd... Też jestem sama i też do niedawna się tym zamartwiałam. Ale w końcu uświadomiłam sobie, że problem nie leży w mojej wadze czy moim wyglądzie. Zawsze byłam zadbana, dobrze ubrana (tzn. ubierałam się tak, żeby jak najbardziej ukryć swoje niedoskonałości i jestem w tym chyba całkiem niezła). Może nie miałam jakiegoś super powodzenia u facetów, ale byli i są tacy dla których wiem, że jestem atrakcyjna. Problem jest jednak w mojej głowie. To ja sobie wmówiłam, że z taką wagą i ciałem słonicy w ciąży (tak, tak właśnie o sobie mówię), nie mam prawa do miłości, czy związku z kimkolwiek. Spotykałam się z kilkoma chłopakami, ale kiedy nadchodził czas i zanosiło się na coś więcej, robiłam wszystko żeby to zakończyć. Unikałam kontaktu, "byłam ciągle zajęta" aż w końcu odpuszczali, no bo ileż można! Zamiast dziękować za komplementy, ja za każdym razem potrafiłam walnąć coś takiego, żeby następnym razem dziesięć razy się zastanowił, zanim znów coś powie. Chłopaka miałam jednego. I było to jakieś 20 kg temu. To on podjął decyzję o rozstaniu ("musimy od siebie odpocząć") i o ile wtedy to dla mnie był koniec świata, dziś wiem że to była jedyna słuszna decyzja. Nie od razu, dopiero po jakimś czasie kiedy byłam gotowa, zostaliśmy najprawdziwszymi przyjaciółmi i wyszło nam to na dobre. Po nim, spotykałam się z dwoma facetami (z tym ostatnim już ponad rok temu). Teraz muszę najpierw zrobić porządek we własnym życiu, a potem zrobić w nim miejsce dla "tego jedynego".
Dlatego skupiam się na sobie. Na swojej diecie, na ćwiczeniach (dziś już był rower 40 min), na studiach (chcę obronić licencjata i zmienić uczelnię), zapanować jakoś nad sytuacją w domu, wypracować jakiś dobry plan i znaleźć satysfakcjonującą mnie pracę. Także trzymajcie kciuki. Pozdrawiam.
Asia
Vikileo
5 maja 2014, 23:10Trzymam kciuki :)
ruda.osa
5 maja 2014, 17:24najpierw tydzień, później dwa. i przestaniesz liczyć dni a zaczniesz liczyć zgubione kilogramy. powodzenia i wytrwałości.