Zajęcia ze sztuk walki rozbudziły mnie na dobre - w sensie chęć do zwiększenia wysiłku i przyspieszenia "powrotu do formy" (nie chcę używać słowa "odchudzanie" ;-)). Rozpisałam sobie treningi na cały tydzień, cele, a także podjęłam kroki ku polepszeniu jedzenia. ;-)
Moje postanowienia:
- treningi co do zasady 5 razy w tygodniu, rano i wieczorem (albo ciągiem 2h, tak na razie mam w sobotę)
- dwie wizyty na siłowni w tygodniu - tam nie tylko aeroby, ale ćwiczenia typowo siłowe - w końcu trenuję sztuki walki, nie?
- dwa dni odpoczynku - środa (albo wtorek) i niedziela - chciałam żeby dni wolne nie następowały po sobie
- jedzenie - zupy z wkładkami (mięso, więcej ryżu czy makaronu), sałatki, suszone owoce (np. mango z Rossmanna), okazjonalnie też kanapki i serki wiejskie / jogurty naturalne
- dni tzw. niedyspozycji - nie odpuszczać treningów, ale ewentualnie zmniejszyć wysiłek jeśli coś bardziej boli (żeby weszło w krew, że trening to rzecz święta)
- "nagroda" w postaci moich ulubionych napojów - w weekendy
Nie dopisywałam odstawienia kawy - bo jak przestałam ją słodzić (słodzikiem!), to liczba wypijanych kaw spadła do 1. ;-) Co do herbaty, to staram się unikać czarnej - ale herbatę już muszę słodzić (słodzikiem), bo nie daje się pić. ;-)
No i tyle. Z innej beczki - dziś założyłam nowe ciuchy na trening, w mniejszym rozmiarze. Nie są jeszcze bardzo luźne, ale wkrótce będą. Zresztą, dziś pierwszy raz zobaczyłam w lustrze w miarę normalny (!) kształt. Zobaczyłam, że przez te dwa intensywne tygodnie wyrobiłam sobie trochę ramiona i wyszczupliłam nogi, no i że również z brzucha zleciało trochę. To super motywuje, stąd również chęć na dalsze zmiany. :-)