Kolejnych kilka zajęć ze sztuk walki za mną. :-) I powiem Wam, że to, żeby się odważyć i zapisać na te zajęcia było drugą tak doskonałą i przełomową decyzją w moim życiu. Pierwsza to przekwalifikowanie się "rzutem na taśmę", w wieku post-studenckim. ;-)
Z każdą rozgrzewką, ciosem, wskazówką i trenerską pochwałą upewniam się, że to jest to. Najlepsza droga do super kondycji i większej pewności siebie. Poprawę widać na innych treningach z gier zespołowych - koleżanki pocą się i sapią, a ja nic, tylko czekam na więcej! I do tego nastrój - z każdego treningu wracam z wielkim bananem na twarzy (a to są mega ciężkie treningi nawet dla szczuplaczków!).
Ciuchy robią się coraz luźniejsze, zwłaszcza w okolicach ud i tyłka. Powoli znika też... eee... nadmiar skóry z ramion. ;-) Nawet brzuch zaczął ustępować przed moją nową mocą. No i innymi ćwiczeniami, co do zasady rano i wieczorem. Teraz jestem w trakcie @ więc pewnie ten fakt też ukrywa część moich postępów. Nie przerywam jednak treningów. Dietę trzymam pięknie - ograniczyłam mięso i pieczywo, a energizery piję tylko w weekendy, tak jak sobie obiecałam. Wypijam sobie też zapasy Almasedu jako jeden posiłek przed wieczornym treningiem (albo po), co jest fajnym i dietetycznym rozwiązaniem. Dzięki diecie, w której przewagę mają warzywa i kasza jaglana czuję, że się odkwasiłam.
Jutro mam dzień bez sportu. Czas na regenerację, zbieranie plonów moich wielkich wysiłków. :-)
Agnes2602
7 września 2014, 12:55No pięknie,jestem pod wrażeniem.Oby tak dalej.
czarnaowca001
8 września 2014, 06:45Dziękuję. :-) Będę się dalej starać.