Budzik zadzwonil o 5.15. Ostatnio zawsze tak dzwoni. Kiedys wyciagalam sie w lozku cieszac sie kazdym napinanym miesniem i w ciagu 10 minut powoli przytomnialam. Ale tym razem, jak zreszta od ponad tygodnia, obudzil mnie bol (miesni, kosci, skory i nie wiem czego jeszcze, bo jestem w stanie przysiac ze bola mnie nawet cebulki wlosow). Chcialam pobiegac zeby miec luzniejszy wieczor i moze w koncu wczesniej sie polozyc (nie jestem spiochem, stracza mi 5 godzin, ale teraz... teraz moglabym spac i spac). Ale kiedy pomyslalam ze mam biec... rozryczalam sie. Tak po prostu, jak dziecko. Mniej wiecej po kwadransie wiedzialam juz ze pobiegac nie zdaze (bo brak czasu) ale co gorsza czulam ze gdyby ten czas nawet sie znalazl to ja dzis w sobie nie znajde na to sil. Przerazenie, co teraz, zmarnuje tyle dni pracy, nie dam rady, a jak dojdzie mi jeszcze poczucie winy, to sie juz nie podniose. Dowloklam sie wiec do rowerku stacjonarnego i ciagle jeszcze ryczac pedalowalam. Nawet kawa pita w wannie nie smakowala tak jak powinna. Oczy zapuchnieta, czas leci, a ja w proszku. Nie ubrana, nie umalowana, nie spakowana... Za to znowu z krecacymi sie lzami w oczach (ze zlosci, z bezsilnosci...). Wciagam spodnie, a te ciasne. Buu. Na wadze mniej, wymiary maleja, a spodnie w pasie ciasna? Buuu... No ale nic, umalowalam oczy. Wkladam buty (a spodnie ciagle zlosliwie daja o sobie znac w pasie), zerkam w lusto, a ja mam jedne z tych spodni ktore powinnam ubrac dopiero za kilka kilo. Punkt za przytomnosc umyslu. To chyba nazywa sie 'kryzys'. Jakos sie poskladalam w ciagu dnia, a brak biegu nadrobilam podwojnym basenem i rowerkiem. Dalej mnie wszystko boli, ale dociagne do konca, mojego lub planu. Ciezko. Zmeczenie, glod, temperatura na zewnatrz. Ale jeszcze tylko troche. Koniec drugiego tygodnia na horyzoncie. Polowa. Jeszcze tylko dwa. Az dwa :/
Dzis juz wszystko wedlug planu. 13 dzien. Histerii nie odnotowano. Entuzjazmu brak. Byle do jutra.
Dzis juz wszystko wedlug planu. 13 dzien. Histerii nie odnotowano. Entuzjazmu brak. Byle do jutra.
Jewik
19 lipca 2007, 22:25Z tym rowerkiem to dobry pomysł. Ale ja zainwestowałabym we własny, żebyś któregoś dnia nie obudziła się z ręką w nocniku. Za 200 zł już kupisz i na potrzeby podtrzymywania metabolizmu to w zupełności wystarczy ;-)
Jewik
19 lipca 2007, 22:06będzie na Gran Canarii. Byliśmy tam, kiedy byłam w ciąży z małym misiem i teraz wracamy, bo strasznie nam się podoba. A do twojej diety: usiedzieć to może i będziesz mogła, ale metabolizm bez takiej dawki ruchu jaką teraz dostaje zwolni z pewnością, więc musisz sobie coś zastępczo zaplanować.
Jewik
19 lipca 2007, 21:09Plan masz piękny i na pewno go zrealizujesz! Nie boisz się jojo po planie? U mnie po takim tempie wystąpiłoby na 100%.
anettaffm
19 lipca 2007, 12:07ja cie tam podziwiam za zaparcie naprawde!z dieta vitalii nie da rady choc bym bardzo chciala bo nie mam jak zaplacic za nia.przekaz pocztowy odpada bo kosztuje to prawie tyle co dieta a karte mam z maestro ktora tez nie jest honorowana a z konta na konto nie moge bo nie podaja tu swifu i ibanu czy jak to zwa ktore to sa potrzebne do przelewu z konta zagranicznego na polskie.wlasnie tak...pozdrawiam
gudelowa
19 lipca 2007, 09:11Kochanie głowa do góry - tak dobrze Tobie idzie! pozdrawiam serdecznie ig
Lila26
19 lipca 2007, 09:07mimo wszystko bardzo slonecznie..mi też się zdarza ryczec z niemocy i bezsilności i....wszystkiego
stanpis1
19 lipca 2007, 08:35niż chwilowy nastroj. Tez miałam wczoraj kryzys psychiczny akurat z powodu ludzi, którzy mnie zawiedli i mozna powiedziec upokorzyli. Po paru godzinach nerwów powiedzialam sobie- NIGDY NIE PODDAM SIę!!!! TY TEZ SIE NIE PODDAWAJ!
niunka31
19 lipca 2007, 08:18kryzys na calej lini ...nie wiem co ci napisac...mysle ,ze wzielas sobie za duzo zadan ...potraktowalas to jako mordege a nie jako sport ,jako ze ty musisz a nie chcesz,twoj organizm zaczyna sie buntowac...sa dwa wyjscia albo przetrwasz to w co wierze ...albo poddasz sie ...USMIECHNIJ SIE ,ZOBACZ CO OSIAGNLEAS CO OSIAGNIESZ... nie mysl ,ze jak osiagniesz swoj cel problemy sie skoncza i ty bedziesz najszczesliwasz ...bo wtedy pozostanie utrzymanie tego co jest o wiele trudniejsze od chudniecia smutno mi jak ciebie przeczytalam ja wczoraj jak cwiczylam te cwiczenia z vitali tez az mi sie wyc chcialo bo trudne i wyczerpujace i wiesz co zmniejszylam sobie liczbe powtorzen i przecwiczylam wszystko potem pocwiczylam moje ulubione cwiczonka rob to co lubisz i kochasz nie masz ochoty biec to idz szybkim marszem mp3 na uszy i mow sobie JESTEM ZDYSCYPLINOWANA USMIECHNIJ SIE DO SIEBIE I NIE KATUJ SIE TAK BO JAK CI SIE METABOLIZM SPOWOLNI,WODA ZATRZYMA I WAGA STANIE TO CO? ZALAMIESZ SIE? PODEJDZ DO TEGO Z MILOSCIA ROBISZ TO SIEBIE NIE ZATRACAJ SIE AZ TAK
laluna33
19 lipca 2007, 08:00i czy w ogóle coś??czy znowu sie głodzisz że taka słaba jesteś ,to mi do ciebie nie pasuje,kup sobie witaminy,magnez rozpuszczalne najlepsze,bo mnie sie tak cos wydaje że tobie tego właśnie zaczyna brakować...
calineczkazbajki
19 lipca 2007, 07:49bardzo miłego dnia zyczę :)
Demonek27
19 lipca 2007, 07:46Ważne, że ćwiczysz, że się nie poddajesz i nie zajadasz dołka.U mnie już wczoraj nie było takiego żaru jak przez dwa poprzednie dni, a podobno w piątek i sobotę ma padać..wytrzymaj jeszcze dzisiaj. Trzymam kciuki.