Rozdział X
Weekendy
Chyba u większości z nas weekendy to trudny czas jeżeli chodzi o jedzenie. Ja mam za sobą pod tym względem naprawdę ciężki weekend. Zaczął się już w piątek, po pracy piwko (a nawet trzy), duuużo jedzenia, wróciłam do domu z koleżanką wypiłyśmy jeszcze drinka i jadłyśmy chipsy i czekoladki, koleżanka wyszła, a ja dokończyłam te nieszczęsne chipsy. Odezwały się dawne demony zjadłam je, chociaż już miałam dość, jadłam na siłę. Myślałam, że mam to przepracowane i już nauczyłam się, że lepiej wyrzucić niż jeść na siłę. Niestety tym razem się nie udało, przegrałam. W sobotę rano czułam się mega źle, mega pełna, było mi niedobrze. Dawniej to uczucie towarzyszyło mi niemal codziennie, okropne. Sobotni poranek był dla mnie jak bardzo bolesny cios, który sama sobie zadałam. Ale wiecie co jest piękne, ja w sobotę nie miałam jakiś mega wyrzutów sumienia, myśli, że nie daje rady, że znowu to samo, że lepiej rzucić to w cholerę. Byłam trochę zła na siebie, ale podeszłam do tego z chłodną głową, po prostu nie zjadłam śniadania, zjadłam coś dopiero przed południem jak poczułam głód. Później byłam na grillu. Zjadłam sporo mięska z grilla, pomidory z mozzarelą, sałatkę i lody, ale nie jadłam chleba i nie zjadłam ani jednego chipsa 😉 Wypiłam kilka drinków bez żadnego podjadani już. Tym razem wygrałam, nigdy nie chodziło mi o to żeby przychodzić na imprezy ze swoimi pudełkami i odmawiać sobie wszystkiego, ale chodziło mi o to żeby panować nad sobą, zachowywać się racjonalnie. Niestety w piątek poległam, ale w sobotę podniosłam się, dałam radę. Najbardziej cieszy mnie to, że nawet jak jednego dna polegnę, to nastaje nowy dzień i jest dla mnie nową kartką do zapisania. Nie przenoszę porażek z dnia poprzedniego na nowy dzień.
W niedzielę udało mi się pochodzić trochę po Bieszczadach, dystans nie powala, tempo też, ale było fajnie, błotko i ślisko. Znowu mam zakwasy, chyba mięśnie mi rosną 😉
Chowam wagę, zaczęłam się za często ważyć, a teraz mam dużo planów wyjazdowo/imprezowych i niesprawny rower, co nie sprzyja spadkowi kilogramów. Pracuję nad głową, trzymam się racjonalnego żywienia, a zważę się może 1 lipca 😉
Pozdrawiam Was cieplutko!
MamaLili
9 czerwca 2022, 13:18Dla mnie weekendy też są najtrudniejsze. Podoba mi się Twoje podejście, może i upadłaś ale wstałaś, otrzepałaś się i idziesz dalej. I to ważne. Takie piątki pewnie się jeszcze zdarzą i co z tego... nic 🙂
ChybaaTy
10 czerwca 2022, 10:18Właśnie! Ostatnie zdanie koniecznie muszę zapamiętać :)
Babok.Kukurydz!anka
7 czerwca 2022, 20:54Ładny dystans schodziłaś.
ChybaaTy
8 czerwca 2022, 08:59Dziękuję :)
Alegriaa
7 czerwca 2022, 17:01Gratulacje:)
ChybaaTy
8 czerwca 2022, 08:58Dziękuję :)
dorotka27k
7 czerwca 2022, 13:00upadłaś ale nie dajesz za wygraną i to najważniejsze NAM VITALIJKOM NIE WOLNO SIĘ PODDAWAĆ wszystkie mamy gorsze dni wszystkie czasami ulegamy pokusom - mi to się zdarza przeważnie przed okresem napad na słodycze które ogólnie mam przepracowane i nie wpadają codziennie. Poprawiamy wówczas koronę i lecimy dalej. Walcz maleńka o siebie - a sukcesy niech dodawają Ci pewności siebie. Będzie dobrze .....
ChybaaTy
8 czerwca 2022, 08:58Motywujące słowa :) dziękuję!