Od początku roku zrzuciłam już 3kg, a konkretnie trzy razy p 1kg, które wracały do mnie z prędkością światła i po 3 dniach znów byłam w punkcie wyjścia. Mam wrażenie, że ja tak naprawdę nie chcę schudnąć, bo wystarczyłoby utrzymać tak z tydzień ten spadek, a potem iść dalej za ciosem. Liczę na szybsze ocieplenie i możliwość pedałowania, regularny ruch na świeżym powietrzu pomógłby mi w spalaniu tego, co pochłaniam.
Teraz znów tendencja wzrostowa, bo wczoraj zero ruchu, nawet na chwilę nie wyściubiłam nosa z domu. Nie powinnam może narzekać, bo staram się jeść w miarę zdrowo, czyli porcja warzywek, zupy i kasze, ale oczywiście gubi mnie podjadanie. Szczególnie w sytuacji stresowej, czuję wtedy taki silny niepokój i mózg woła "cukruuuuuuu" i oczywiście idę za tym wołaniem wrzucam do paszczy, co mi wpadnie w łapy. Wczoraj nawet otwarłam leżące w piwnicy od 2 miesięcy ptasie mleczko i odpuściłam po 4 sztukach. Blee, chyba wyląduje w koszu, bo smakowało jak nic. A dopadł mnie dół, bo lokator chce wcześniej rozwiązać umowę najmu i mam obawy, że ciężko będzie wynająć mieszkanie tak w środku zimy i pandemii, gdy studenci przeszli na zdalne, a firmy się zamykają.
Z pozytywów to stwierdzam, że 4 miesiące ćwiczeń dają już widoczne gołym okiem efekty. Jest progres siły, a i ciałko fajnie się zmienia. Spróbowałam trochę ćwiczyć na siłowni, ale się przestraszyłam, kiedy wyszły mi żyły na bicepsach. Doczytałam, że to na skutek braku tkanki tłuszczowej. I jak ja mam sobie rozbudować te moje ramionka, przydałaby mi się jakaś fachowa konsultacja.
eszaa
6 lutego 2022, 07:05kup sobie hantle, albo podnoś butelki z wodą
cholerah
7 lutego 2022, 11:16Chodzę na sztangi i efekty są już widoczne, ale jestem niecierpliwa i myślałam, że siłownia przyspieszy rzeźbę