Dziś naszła mnie ochota na czekoladę... I co? Kupiłam!
Oczywiście gorzka 70% z pomarańczą, chociaż ulubiona to z malinami.
Czy czuję się winna? Nie!
Zjadłam 2 kostki, czuje się świetnie. W końcu nie chodzi o to, żeby wszystkiego sobie zabronić, ale żeby pozwalać sobie na takie grzeszki jak najrzadziej.
Dzień minął dość szybko, pół dnia czekałam na wykład, na który w końcu nie poszłyśmy, bo wracając ze szpitala (wyniki badań koleżanki) stanęłyśmy w takim korku, że nie było szans.
Potem powrót PKSem do domu, no jeszcze tradycyjnie zakupy po drodze. Wzbogaciłam się o nowy portfel, bo stary już nie wyglądał za dobrze.
Poza tym jutro jak wstanę powinnam mieć wagę poniżej 75 kg, co oznacza, że jedziemy kupić toster! Taki mały układ z mamą jeszcze przed dietą, jako motywacja.