Nadszedł czas, aby podsumować mój pierwszy tydzień z dietą...
Prawie w 100% wykonałam plan! a prawie... bo... W piątek przyjechała do mnie przyjaciółka, z którą nie widziałam się kilka lat. Pojechałyśmy sobie nad morze trochę pospacerować, no i oczywiście jak już ktoś nad morze przyjeżdża, to chce zjeść rybkę.
Okej, mówię. Tu zaraz jest fajna restauracja po kuchennych rewolucjach. Idziemy. Okazało się, że nie była to typowa rybka znad morza. Dorsz zapiekany z serem, strasznie tłusty... Ale raz się żyje, dieta była cały tydzień, moje pierwsze wyjście od pół roku, nic nie będzie.
Było.
Wróciłyśmy do domu... i myślałam, że umieram. . Cała noc nad kibelkiem. Sobotę przeleżałam w łóżku w towarzystwie dreszczów i bólu głowy, pod dwoma kocami i mega ciepłą kołdrą. Zatrucie pokarmowe jak malowane. Zachciało mi się rewolucji, to miałam.
Później sobie pomyślałam, że to było za karę, za odstępstwo od diety, więc na razie nie będę ryzykować :D
Poza tym, jestem przeszczęśliwa. Chodzę najedzona, waga powoli spada, brzuch jakby mniejszy... Wczoraj nawet mój mąż sam, bez pytania stwierdził, że przychudłam :D
Gdzieś tam w środku tygodnia poczułam się ciężka i opuchnięta, trwało to 2 dni i przeszło. Piłam pokrzywę, może pomogła... wychodzi na to, że zatrzymała mi się woda.
No i najważniejsze: Przeżyłam tydzień bez czekolady i innych słodkich! Nie pamiętam czy kiedykolwiek miałam taką długą przerwę :) Jestem z siebie bardzo dumna.
Zobaczymy jak będzie dalej. Motywacja jest, wsparcie jest, nic tylko działać :)
Miłego dnia wszystkim!
pozytywna16
2 października 2017, 21:24no to faktycznie rewolucja :D może ryba była nieświeża :D
Caroline1987
2 października 2017, 21:36Tak zakładam, zwłaszcza, że nie tylko ja źle się czułam :) już wolę moje kotlety z marchewki :D
igusek
2 października 2017, 18:13No i świetnie! Trzymaj tak dalej :)