Sobota, 07.03.2015
Od kilku tygodni nie ruszam się. Sprawa kolan ograniczyła skutecznie moją aktywność. W oczekiwaniu na kolejne badania łykam ohydne tabletki, które łagodzą ból. Od zawsze byłam antytabletkowa. Po farmaceutyki sięgam w ostateczności, a ta jak widać czasami dopada człowieka. Wczoraj postanowiłam, że mam dość tej beznadziei i czas najwyższy zacząć się ruszać. Nastawiłam budzik na 4.30, przygotowałam sportową odzież, żeby rankiem nie budzić Jurka skrzypiącymi szafkami i położyłam się do łóżka z postanowieniem, że jutro idę na kijki.
Pierwszy sygnał budzika przerwałam mocnym uderzeniem i... odwróciłam się na drugi bok. Cieplutkie łóżeczko, cieplutka kołderka, po co to psuć? Po 15 minutach budzik odezwał się jeszcze raz. Znowu skutecznie stłumiłam jego dźwięk. Tym razem wstałam do toalety i zaczęłam bardzo trudną walkę z rogatym diabłem, który siedzi w moim wnętrzu. Rozsądek mówił, że skoro już wstałam to powinnam dotrzymać danego słowa, a diabeł kusił i kusił.
Powoli, wręcz ślamazarnie zaczęłam się ubierać. Zaparzyłam kawę i ubierając się popijałam w nadziei, że zaraz się rozkręcę. Byłam prawie gotowa do wyjścia, gdy rogaty znowu się odezwał... Zobacz jaka na zewnątrz jest temperatura, dasz radę? Po co wychodzić, gdy wszechobecna szadź przykryła samochody i trawniki, a termometr wskazuje 7 stopni w minusie? Rozbieraj się i wskakuj do łóżka!
Niewiele brakowało, by rogaty odniósł sukces kuszenia. Wbrew wszystkiemu wyjęłam z szafy kurtkę, zapięłam kijki i bardzo niechętnie wyszłam na zewnątrz. Była 5.16. Gdzie się podział mój zapał? Co się stało, że tak ciężko było wyjść? Jeszcze nie tak dawno jak sarenka wyskakiwałam z domu i biegłam kilka, kilkanaście kilometrów, a dzisiaj?
Oj, przekorna jest ludzka natura. Tęsknisz za ruchem, gdy masz zakaz. A gdy tylko pojawia się okoliczność, a zdrowie pozwala na odrobinę ruchu to wielka niechęć i lenistwo biorą górę.
Dzisiaj przeszłam prawie 7 km. Muszę się rozruszać po tygodniach bezczynności, ale tak, by kolana nie ucierpiały. Teraz jestem w pracy, cudownie rozbudzona i dumna z siebie, że nie dałam się rogatemu. Tak to już jest z naszą aktywnością. Kiedy robimy coś regularnie wchodzi to w krew, staje się codziennością i przysparza dużo przyjemności. Wystarczy, że na jakiś czas odpuszczamy, a wtedy szybko przekonujemy się jak trudno jest wrócić na właściwe tory. Mam nadzieję, że właśnie dzisiaj zapoczątkowałam swój wielki powrót .
Od jakiegoś czasu mam nowe zajęcie - bieganie po marketach budowlanych. Poświęcam temu każdą wolną chwilę. Mój domek jest już wewnątrz otynkowany i przyszedł czas na wykończenie. Płytki, podłogi, drzwi, schody i licho wie co jeszcze trzeba wybrać i kupić. Okazuje się, że pomimo dużej oferty nie jest to takie proste. Lubię najpierw zaplanować swoje wnętrza, a potem szukam materiałów. Nie od razu trafiam na coś odpowiedniego. Czasami zakup dupereli to wiele godzin poszukiwań. Jutro Dzień Kobiet i zamiast świętować zaplanowałam wyjazd do Rzeszowa w wiadomym celu. Może znajdę coś odpowiedniego.
Miłego jutrzejszego świętowania, drogie Kobietki :)
moderno
7 marca 2015, 22:09Bożenko , to święta prawda , że zakazany owoc smakuje najlepiej. Każdego dnia mocno ubolewam nad tym , że nie mogę pójść na kijki. Wtedy kiedy było to możliwe to mi się nie chciało. I zrozum tu kobietę. Owocnego oblotu marketów budowlanych.
marii1955
7 marca 2015, 14:12To się narobiło z tymi kolanami ... Faktycznie , gdy przestajemy ćwiczyć na pewien okres - to powroty do nich są bardzo ciężkie , chyba już wszystkie z nas taką niemoc zaliczyły ... najgorzej zacząć , a potem jest już z górki . Oby te chęci do kijkowania nie zbłądziły ... sezon otworzyłaś więc owocnego "chodzikowania" :) Miłego weekendu :)))
Nieznajoma52
7 marca 2015, 11:49To prawda jeśli zarzuci się zdrowe nawyki to ciężko do nich wrócić. Miłego...
bozenka1604
7 marca 2015, 12:04Dziękuję i również życzę wszystkiego dobrego :)
Grubaska.Aneta
7 marca 2015, 11:00Ja tez z tych co nie lubią i nie faszeruja się tabsami ale przy tych bólach ostatnio od kręgosłupa nie było wyjścia tak trzaskalo bólem ze nawet morfinowe tabsy nie dawały rady.u mnie dzisiaj piękne słoneczko i jakoś tak tak werwa wzięłam się już od 5 tej rano za porządki sobotnie. Tym sposobem mam już dom prawie ogarnięty jeszcze tylko kuchnię po obiedzie umyć i będzie git. Co do zakupów budowlanych i remontów uwielbiam.... sama bym się wzięła za solidny remont kuchni z lat 70 tych i dachu który przecieka podczas deszczu do tego stopnia ze przez sufit kapie mi na pokoje. Ale cóż trzeba poczekać na lepsze czasy finansowe i mam nadzieje ze takie szybko przyjda.
bozenka1604
7 marca 2015, 12:03Martuś, u mnie też świeci piękne słoneczko, a po porannym przymrozku nie ma śladu :) Moje budowlane zakupy trochę mnie obciążają, za dużo na raz. Mam niemałe trudności ze znalezieniem tego, co sobie w głowie wymyślę i latam jak poparzona po sklepach. Wiem, że przyjdzie taki dzień, że wszystko ogarnę, dokończę i będę się cieszyć z efektów :) Pysiam w nosek :)