Poniedziałek, 09.03.2015
Za mną cudownie spędzony weekend. W sobotę po powrocie z pracy czekał na mnie mąż z bukietem czerwonych róż i dobrym francuskim winem. Przemiłe zaskoczenie. Spodziewałam się raczej tulipanów, które bardzo lubię i często goszczą w moim obecnym mieszkanku. A tu niespodzianka - czerwone róże . Kochany facet .
W niedzielę raniutko zaliczyłam kijki. Wstałam trochę chętniej, niż poprzedniego dnia i bez problemu przeszłam ponad 8 km. Po powrocie pojechaliśmy z Jurkiem do Rzeszowa pobuszować w marketach budowlanych. Nie zamierzaliśmy niczego kupować tego dnia, chcieliśmy porozglądać się, podpatrzeć propozycje i ewentualnie coś wytypować. Bez stresu, bez ciśnienia, w spokojnym tempie przemierzaliśmy wielkie sklepowe powierzchnie. Za każdym razem, gdy coś wpadło w oko zatrzymywaliśmy się, by przedyskutować wybór. I co ciekawe, robiliśmy to jednocześnie, wybierając te same produkty. Po raz pierwszy w życiu mieliśmy to samo zdanie i to samo nam się podobało. Cud jakiś, czy co? Bryła naszego domu ma specyficzny charakter, to forma polskiego dworku, w którym wnętrza nie mogą być przypadkowe, albo zbyt nowoczesne. Już kiedyś pisałam o tym w swoim pamiętniku.
Wiele razy mówiłam do mojego męża jak wyobrażam sobie nasz nowy dom i w jaki sposób powinny być urządzone pomieszczenia. Jestem z wykształcenia kulturoznawcą ze specjalnością folklorystyka i etnologia i tematy polskiej kultury nie są mi obce. Wydawało mi się, że mój mąż niekoniecznie jest zainteresowany moją paplaniną na temat domu. Wiele razy powtarzał: "Nie wypowiadam się na temat Twoich pomysłów, bo i tak zrobisz po swojemu". Czasami tylko coś tam od niechcenia wyrzucał z siebie podczas mojego długiego monologu. Może po to, by mi przerwać potok słów? Tak przynajmniej mi się wydawało. A tymczasem mój kochany mężczyzna SŁUCHAŁ co do niego mówię !!! I gdzieś tam w pokładach pamięci notował. Uczestniczył aktywnie podczas wczorajszej marketowej wędrówki. Tym razem nie był obok mnie, on był ze mną. Ale piękny Dzień Kobiet .
Dzisiaj jak sarenka wybiegłam na kijki i pokonałam prawie 9 km. Cudowny poranny śpiew ptaków sprawił, że z wielką przyjemnością maszerowałam po ulicach miasta. Teraz jestem w pracy, za oknem piękne słońce a ja mam tyle energii, że za chwile wybuchnę. Jak niewiele trzeba do szczęścia.
Wszystkim potrzebującym Kobietkom posyłam odrobinkę mojego różowego szczęścia :)
Grubaska.Aneta
10 marca 2015, 00:02No i niech każdy dzień będzie taki wspaniały jak ten wczorajszy :)
bateriojad
9 marca 2015, 13:56ciesze sie razem z Toba:))xx
moderno
9 marca 2015, 09:48Bardzo potrzebuję dawki Twojego różowego szczęścia i z ogromną wdzięcznością ją przyjmuję. U mnie niestety pochmurno , ale pewnie i tak wybiorę się w plener. Póki co czekam na lekcję anielskiego