Wtorek, 27.01.2015
Po kilkudniowym pobycie w Gdyni u Iwonki wróciłam do domu. Za mną fajna przygoda, która niestety nie do końca zakończyła się happy endem.
Od kiedy kolej Inter City uruchomiła połączenie Sanok-Gdynia kusiło mnie skorzystać z zaproszenia i pojechać na drugi koniec Polski. W Gdyni nie byłam kilkadziesiąt lat i tyle samo nie podróżowałam pociągiem. Z dużym wyprzedzeniem kupiłam bilet w wagonie sypialnym. Trochę przerażała mnie dwunastogodzinna podróż, ale zupełnie niepotrzebnie. Przemiła obsługa pociągu i czyściutka pościel sprawiły, że poczułam się bezpiecznie i większy odcinek podróży przespałam. Z czystym sumieniem polecam podróżowanie polską koleją .
Od samego początku czułam się u Iwony bardzo dobrze, bez jakiegokolwiek skrępowania, tak jakbym odwiedzała swoją siostrę. Poznałam jej syna. Czuły, dobry młody mężczyzna, skarb dla Mamy .
Zaplanowałyśmy zwiedzanie Trójmiasta, nasze plany były bardzo ambitne i mocno naszpikowane rożnymi atrakcjami, ale...
...usiadłyśmy przy kawie, zaczęłyśmy rozmawiać i nie wiadomo kiedy minęło kilka dobrych godzin. Krótki wypad na miasto, obiad, powrót do domu i znowu godziny spędzone na babskim gadaniu. Opamiętanie przychodziło we wczesnych godzinach rannych. Wciąż nam było mało i mało... z każdą chwilą poznawałyśmy się coraz bardziej i coraz bardziej zbliżałyśmy się do siebie. I tak przegadałyśmy całe dwa dni i dwie noce.
Zaproszenie od kuzynki Iwony na sobotni wieczór na chwilę przerwało naszą paplaninę. Miałyśmy uczestniczyć w wieczorze włoskim, na którym zaplanowano degustację m.in. pizzy. Pizza? A ile to kalorii? Przezornie sprawdziłyśmy i..... 30 dag kawałek to 790 kcal. O rany Julek, aż tyle? Szybka decyzja... same przygotujemy menu na wieczór.
Poszły w ruch garnki. Krem brokułowo - cukiniowy, roladki drobiowe i pyszny, domowej roboty sos z pomidorów. Wszystko według dietetycznych przepisów, ale bardzo smaczne i aromatyczne. Kuzynka Iwonki przygotowała dobre wino, wyśmienitą sałatę z suszonymi pomidorami i wieloma dodatkami, co sprawiło, że czuło się niebo w gębie. Około północy wróciłyśmy do domu z mocnym postanowieniem, że chwileczkę porozmawiamy i położymy się spać. Nic z tego.... znowu gadałyśmy bez opamiętania do 4.30 nad ranem. Tyle mamy sobie do powiedzenia i wciąż nam mało.
W dniu mojego wyjazdu zrobiłyśmy małe podsumowanie pobytu i okazało się, że nie byłam nad morzem. Wybrałyśmy się na chwilę, krótki spacer i... kiedy wracałyśmy na parking Iwonka upadła. Jeszcze wtedy, pomimo nasilającego się bólu, nie wiedziała, że to złamanie lewej ręki. Jak prawdziwa bohaterka odwiozła mnie na dworzec i dopiero potem pojechała na SOR po pomoc. Kilka godzin później, będąc już w pociągu dowiedziałam się, że to złamanie. Było mi bardzo przykro .
Jesteśmy umówione na kolejne spotkanie. Czy wtedy nagadamy się do syta? Bardzo wątpię .
Poniżej pamiątka z naszego spotkania. Kiedy na nią patrzę, już chciałabym tam wrócić. Przecież na Pomorzu zostawiłam Siostrę .
Nieznajoma52
17 lutego 2015, 18:46Fajnie jest spotkać osobę z którą nadaje się na tej samej fali:)
Norgusia
30 stycznia 2015, 22:30Super wyglądacie!!!Myślę, ze żadne spotkanie nie da wam dość czasu, żeby się nagadać do syta i ciągle będzie niedosyt!!! Tylko pozazdrościć takiego kontaktu!
bateriojad
30 stycznia 2015, 14:52pokrewne dusze:)
Grubaska.Aneta
27 stycznia 2015, 10:48Ja to z utęsknieniem wyczekuje Bozenko Twoich wpisów. Właśnie od Iwona wiemy już ze tak pechowo wyszło z tym zwiedzaniem morza. Ale ogólnie to całe spotkanie było przegadane w bardzo miłej atmosferze :)
bozenka1604
27 stycznia 2015, 12:16Patrząc z perspektywy czasu niepotrzebnie polazłyśmy nad to morze. Trzeba było siedzieć na tyłku i nie byłoby kłopotu. No, ale stało się i trzeba to przeżyć. Buziaki :)
Grubaska.Aneta
27 stycznia 2015, 12:38Jak to mówią jakby się wiedziało ze się przewrocimy to byśmy usiedli.