zaciskam usta, by powstrzymac potok smutnych slow, zaciskam piesci, by ukryc zal i gniew, zaciskam powieki, by ukryc lzy... chowam sie w sobie, by ukryc sie przed tym wszystkim, co mnie otacza... uciekam w lekture, by choc przez chwile moc zlapac oddech, jeszcze tylko chwila, chwileczka, nabiore sil i wroce na posterunek. bede silna,
jest zle. bede musiala poleciec do polski. postaram sie zalatwic jak najwiecej, by pomoc rodzicom w tej beznadziejnej sytuacji. musze przemowic mamie do rozsadku, musze zadbac, by powstrzymac te lawine nieszczesc, nim przerodzi sie w zniszczenie nieodwracalne. musze spotkac sie z dziadkiem, bo jest tak zle, ze kazda chwila moze byc ostatnia, musze spotkac sie z ojcem, by dac mu odczuc, ze nie jest sam, by i jego problemy emocjonalno-pschychologiczne nie wyplynely znow na wierzch. musze utrzymac ten kruchy domek z kart, ktory mamy, bo pozniej moze nie byc juz co zbierac. w pracy wiedza. zgoda menago jest. jakby mialo nie byc... w firmie naprawde szanuje sie ludzi i jestem stokrotnie im za to wdzieczna.
nie uzalam sie nad soba. jestem wdzieczna za to, co mam. bywa ciezko, ale zyje. doceniam.
motywuje sie tez do odchudzania. dla zdrowia. cholera dla zdrowia, bo bez niego nic sie nie liczy. mam w tej chwili w doopie wyglad, uj z planami, marzeniami o kieckach, spodniach, sesjach. uj z tym wszystkim, zdrowie najwazniejsze. w moich genach czycha cukrzyca, reumatyzm, problemy kardiologiczne itepe itede. zadbam o siebie, nie powiele bledow rodzinnych. nie dopuszcze do tego stanu. zawalcze. bede zdrowa. cholera musze byc zdrowa, zeby to wszystko ogarnac i utrzymac..dzis,jutro i za 10 lat, bo juz wiem, ze nikt za mnie tego nie zrobi. jesli przyjdzie mi zostac matka nie pozwole, by dzieci o mnie sie musialy martwic i przezywac to co ja teraz przezywam, nim jeszcze sama ulozylam sobie zycie.
pedaluje na tym rowerku. najpierw nascie minut, potem 20,wczoraj 35. dzis bola mnie plecy, wiec przerwa. schudne wlasnie dla tych plecow, dla stawow, dla serca, dla lubego, dla rodzicow, dla mojego przyszlego zycia... zauwazylam, ze np kolacje wciskam w siebie juz coraz mniejsze. apetyt sie normuje. nie ciagnie mnie do slodyczy, nie przejadam sie, nie podjadam, gotuje. staram sie.
Kora1986
3 lutego 2017, 12:13Trzymam mocno kciuki, żeby wszystko dobrze się ułożyło!
Maratha
3 lutego 2017, 09:52Trzymaj sie tam. Sciskam mocno
NaDukanie
3 lutego 2017, 08:16Ah te wszystkie sprawy które potrzebują naszej uwagi... Leć, działaj, pomagaj i pamiętaj w tym wszystkim o sobie :) Dasz radę, sprawa po sprawie i będzie załatwione. Powodzenia
PaniMarzycielka
3 lutego 2017, 08:10Jesteśmy z Tobą :) rodzina jest najważniejsza, zdrowie... Przyjeżdżaj i pomagaj ;) a ja za ciebie trzymam mocno kciuki!
SylwiaOna
2 lutego 2017, 23:56Kurcze słyszę w tym wpisie jak placzesz :( Yhhhhh. chyba musiałaś to z siebie wyrzucić czasami takie oczyszczenie to jedyna droga. Ja powtarzam sobie te słowa wkoło :" Na końcu wszystko będzie dobrze, jesli nie jest dobrze to znaczy że to jeszcze nie koniec" . Ja wiem dokładnie co czujesz bo mamy mniej więcej jakoś tam podobne problemy jesli chodzi o kwestie zdrowotne rodziców i ich upartość. z resztą co ja się tu bede powtarzać....w razie czego to wiesz, ze jestem.
vitafit1985
2 lutego 2017, 23:55Dużo siły w takim razie:)