Witam.
Fajny, strasznie ciepły dzień można zaliczyć do udanych i w miarę grzecznych mimo małego grzeszku.
Około 12 wpadłam na pomysł, aby pojechać do moich rodziców na 2 koniec miasta zawieść rzeczy do córy (która jest tam na "wakacjach"). Stwierdziłam, że najlepiej połączyć przyjemne z pożytecznym i wybrałam się rowerem. Trzeba przyznać, że wiaterek wcale nie chłodził, byłam czerwona jakbym robiła w kamieniołomach. Gdy jechałam w mieście było fajnie, ale gdy po jakiś polach to myślałam, że się ugotuję.
Nagroda była u rodziców - mój dzisiejszy grzech - kawałek murzynka. Ciasto smakowało obłędnie. Potem grzecznie nastąpił powrót rowerkiem do domu.
Dzisiejsze menu podobne do wczorajszego. Nie miałam natchnienia na jakieś wymyślanie a i kurczaczki zostały od wczoraj.
Przed chwilką zakończyłam skalpel wyzwanie.
Jutro dzień ważenia. Zobaczymy czy warto było.
Idę was troszkę poczytać. Pozdrawiam.
LibreSoy
3 sierpnia 2014, 19:46Ach, te ciasta - nic tak nie kusi jak one :)