Cześć.
Ranek nie zapowiadał takich upałów. Aż miło się do miasta jechało.
Chciałam kupić sobie jakieś spodenki do ćwiczeń. Pani w sklepie powiedział, że już nie przywozi bo sezon na takie ciuszki się kończy. Nie miałam już natchnienia na szukanie w innym miejscu. Za to kupiłam bieliznę.
Powrót w nagrzanym samochodzie był już męką.
Skalpel wyzwanie zaliczony. Leciało ze mnie jakbym w saunie była.
Wczoraj zgrzeszyłam - piwo deserados. Mój mąż kupił i tak kusił. Za to sen był nareszcie bez problemów.
Menu na dziś:
Śniadanie: bułka z pestkami dyni, połowa z paprykarzem, połowa posmarowana troszkę serkiem topionym i pomidor (z ogródka)
II śniadanie: do kawy batonik musli
Czekając za obiadem (dzisiaj później) musiałam podjeść agrest czerwoniutki, mięciutki. Uwielbiam go. Tylko za dużo go troszkę zerwałam.
Obiad: kurczaczek podpieczony we folii i surówka
Raczej podwieczorku nie będzie bo obiad był za późno.
Kolacja: dorsz po grecku
Przed snem pół grapefruita.
Idę troszkę was poczytać.
Pozdrawiam.