No i kolejne 0,4 kg poleciało w siną dal... Niby nie dużo, ale biorąc pod uwagę jak "bardzo restrykcyjnie" podchodziłam w tym tygodniu do diety to i tak bardzo dużo. Jednak, jak widzę ćwiczenia dużo robią. Muszę się też pochwalić, bo wczoraj dziewczyny poszły (raz na kwartał do Mcdonalda) a ja nawet jednej frytki nie zjadłam - wypiłam tylko kawę - więc chyba jakieś dobre nawyki mi weszły w krew :) Wczoraj Werka miała pasowanie na ucznia (pierwszoklasistka), mówiła wierszyk a ja się tak wzruszyłam, że jeszcze trochę i bym płakała jak bóbr. Przecież dopiero co wychodziłyśmy ze szpitala po porodzie a tu ju uczennica. Nieprawdopodobnie ten czas leci... A ja mam w sobie jakiś strach, że wszystkiego nie zrobię w życiu bo nie zdarzę. Dlatego wszystko robię w biegu, ciągle gdzieś biegnę, dzieci ciągam na jakieś zajęcia, męża namawiam na ciągłe wyjazdy, spotkania ze znajomymi - a potem padam na twarz...Dziewczyny wiecie o czym piszę? Znacie ten strach przed tym, że się nie zdąży?
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Campanulla
29 września 2018, 14:43Znam taki strach, ale juz sie go nie boję.