przynajmniej dla mnie, we czwartek wykorzystałam wolne ( żeby ludzkości nie zabijać moim negliżem ) i poleciałam się trochę posmażyć i mało...nie fiknęłam. Tradycyjnie byłam dwie godziny ...godzinę na przodku , godzinę na tyłku no i kiedy się podniosłam do ewakuacji poczułam że " świat się kręci, świat się kręci" ledwie dopełzłam na łoża...runęłam na nie ...zapobiegawczo, żeby nie zaliczyć parkietu, od razu butelka z wodą w dłoń i polepszyło mi się ...podejrzewam, że wypociłam na słońcu, dużo za dużo ...ale kryzys zażegnany. W piątek ( zresztą wczoraj też tam byłam) wróciłam już na siłownię i co mnie ucieszyło niezmiernie, że mi forma nie spadła. Obciążenia na sprzęcie ustawiłam takie z jakimi rozstawałam się dwa miesiące temu ...dałam radę, tylko przy obwodówce ...chyba dzień wcześniej ćwiczyli panowie...bo ramiona czułam, oj czułam i to raz dwa. Siłownia prawie pusta...ludkowie na wyjazdach, ale woda to ze mnie lała się strumieniami ...klimy to nie włączyli nawet odrobinki..ona też pozamykane, no trochę nie mój klimat...dobrze, że nas niewiele było. Jednak te kilometry przedreptane po Barcelonie dały efekty. No a tymczasem ...popełzniemy dalej przez Barri Gotic...Ola była specjalistką od wyszukiwania " czegoś do jedzenia" najpierw zjadłyśmy pyyyszne empanadas...ja uwielbiam z tuńczykiem ona miała z chorizo i czymś tam czymś tam ...potem trafiłyśmy do Bubo, jednej z najsłynniejszych barcelońskich cukierni...na naszych talerzykach wylądowały takie cuda: moje było zzieleniałe - leciutkie, kwaskowe, do tego kawa ( ach ta ich kawa...coś pysznego, czy się pije espresso czy americanę...przepyszna) a Ola miała ciastko ...baaaaaaaaaaaaaardzo mocno czekoladowe ...pycha, to ciastko zdobyło tytuł najlepszego ciastka na świecie w 2005 r. ( oczywiście nie to personalnie, tylko ten " gatunek")
Potem grzecznie udałyśmy się w stronę oceanarium , mijając po drodze " tylko" pocztę...i wtedy wyobraziłam sobie jak poczuły się liliputy przy Guliwerze.
Do bazyliki La Merce nie dotarłyśmy ( zbłądziłyśmy co było u nas w zwyczaju) ale dotrę następnym razem. Niemniej kopuła owej bazyliki widoczna jest z daleka
A z nadmorskiej promenady widać senora Colon....góruje nad Barceloną i spogląda w swoje ukochane morze ku obcym " landom"
Ostatnimi pytanymi o drogę do przyjemności byli barcelońscy policjanci a potem po odstaniu swojego w kolejce ( niemniej te przesuwają się bardzo szybko) naszym ślepiom ukazały się takowe cudeńka.
I tą oto odrobiną chłodu oceanicznych głębin witam z wami nowy, upalny dzień. Chociaż wróć...ostatnie zdjęcie to nie chłód oceanów a żar Amazoni...dodatkowo podsycany piraniami :D . No ale teraz mykam szykować się do wyjazdu ...albowiem niczym Tatarzynka najadę na Kraków i posiedzę w nim dni ...dwa, mam nadzieję że pogoda jednak mnie nie zabije. Do usłyszenia i zobaczenia. Ahoooooooojjjjj
elkada
6 czerwca 2018, 16:38Pięknie,kurna!
Beata465
6 czerwca 2018, 16:56ojjjjj...masz rację :D
gosiulek1
5 czerwca 2018, 23:42Jak Cię do tej pory nie zabiła, to teraz też przetrwasz. :-) Jak zwykle piękna relacja i zdjęcia. :-)
Beata465
6 czerwca 2018, 05:29:D w poniedziałek Kraków mało mnie nie zabił temperaturą i duchotą ...prawie się rozpłynęłam..koszulka mnie uratowała , przytrzymała ciele w kupie :D
gosiulek1
6 czerwca 2018, 07:09Po to mamy ubrania. ;-) Wiem, że w mieście się ciężko znosi takie temperatury. Też to mam. :-)
Beata465
6 czerwca 2018, 08:32:D:D
Ta-Zuza
3 czerwca 2018, 16:16Takich ciastków mi trzeba - brałabym oba:)
Beata465
5 czerwca 2018, 20:45bier....
Kasztanowa777
3 czerwca 2018, 12:20Fajne sa te jamochlony na sznurku, niczym suszace sie pranie. Baw sie dobrze w Krakowie! Ciasteczka urocze.
Beata465
5 czerwca 2018, 20:45Dzięki Aniu...ale trafiłam na afrykańskie upały ...wczoraj to przyszłam mokrzusieńka...ale wszędzie gdzie miałam doleźć dolazłam ...wprawiając mojego " przewodnika", który się tak rozchorował, że nawet telefonicznie nie mógł mnie prowadzić, w rozpacz ...że ja wszędzie na łapach :D
Magdalena762013
3 czerwca 2018, 10:55Mniam, lubię takie "trafione" miejsca z jedzonkiem. A jak jeszcze kalorie okazują sie przepyszne, to człowiek ich nie żałuje. A co to za kolorowy pomnik? A w oceanarium zobaczyliście jakaś ciekawa ośmiornicę, tak? Albo to jakieś podobne. No i jakieś rybki widzące na sznurku??? Och Ty obieżyświatko!
Beata465
5 czerwca 2018, 20:43To jest pomnik nadmorski :D ośmiornice były śmieszniaste, jedna przyssała się do rogu akwarium i ani drgnęła a dwie figlowały, największa się powoli rozkładała a ta mniejsza ją łaskotała macką :D . Na sznurku wisiały sobie chyba " dzieci" większych rybek zamieszkujących to akwarium :D hihihihi suszyły się ani chybi . Fakt..jestem Oberżyświatką ...właśnie wróciłam z Krakowa i niestety ...na ten czas ...nic nie przebija Barcelony ...jestem nieuleczalnie chora na miłość do niej
Amas9
3 czerwca 2018, 07:58Oj, uważaj ze słońcem i nie zapominaj brać ze sobą wody. Ja ostatnio się nauczyłam, żeby nawet do ogrodu brać butelkę - przydaje się :) Bardzo Ci gratuluję kondycji, bo siłownia po tak długiej przerwie na pewno jest mega wymagająca. Tak trzymaj :) A Twoje zdjęcia są cudowne - zwłaszcza architektoniczne perełki mnie zawsze interesują :) Z Twoich wcześniejszych wpisów widzę, że warto by było zwiedzić to piękne miasto :) Wpisałam je już na listę :D Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę przyjemnej niedzieli :)
Beata465
3 czerwca 2018, 08:09Dziękuję , pamiętam o wodzie :D . Polecam Barcelonę gorąco , nie tylko z tego powodu , że się w niej zakochałam na zabój ...jak widać jest ...wspaniała.
Amas9
3 czerwca 2018, 09:01Jeszcze nie miałam planów urlopowych na ten rok, więc może akurat Barcelonę zwiedzę? Zachęciłaś mnie, dziękuję :)