Mama mi się pochorowała, z dnia na dzień - ból stawów, gorączka i do tego kolokwialnie mówiąc turbo-sraczka ... musiałam wziąć na urlop na żądanie (po wielu trudach i bojach bo nie mogłam się do nikogo dodzwonić) bo bidulka jest tak osłabiona że w pewnym momencie do kibelka nie dawała rady sama dojść. Lekarz stwierdził grypę kazał leżeć i się nawadniać, i dzwonić jakby znowu ją przegoniło.
Mi z tych nerwów o nią ciśnienie wywaliło 150 /100 i dostałam okresu 3 dni przed terminem. Łeb mnie lekko wiruje i trochę mnie mdli. Na dokładkę jakimś cudem obtarłam sobie uda akurat w takim miejscu gdzie uraża mnie brzeg od gatek....więc chyba dziś 10000 kroków nie dam rady pyknąć...