I nie narzekam, bo właściwie przestały być pokusami...
Teraz jest ten czas w moim corpo, że prawie codziennie jakaś okazja i wiem, że to się jeszcze zintensyfikuje.
Ale na razie dobrze sobie radzę.
Poniedziałek: 20 km rower + marsz 30 minut w południe + częstowanie pierniczkami - zjadłam jednego, cieniutkiego i maleńkiego.
Wtorek: 20 km rower + 0,5h marsz w południe
Środa: 20 km rower + brzuch i tric x 4 + 20 minut siłki (przysiady + rozpiętki) + 1h bikini extreme
W środę, z okazji X, zostaliśmy zaproszeni na corpośniadanie. O 8,30! dla mnie to czas krojenia jabłka, a nie pożerania różnych pyszności, więc naszykowałam sobie wszystko jak zwykle: te jabłka i pojemniki z kaszą, surówką i łyżką gulaszu indykowego z grzybami. I tylko poszłam popatrzyć. Bo ja złą kobietą jestem i uwielbiam patrzyć ile słodkiego i tłustego futrują moi coworkers, szczególnie te na dietach.
A było tak: croissanty, kanapki z wielkich białych buł, coś co nazywa się jogurtem, a jest słodką papką posypaną czymś jakby musli i żurek!. W ilości takiej, że dla tych co przyszli o 8,40 został tylko ten żurek.. miny moich kolegów, którzy przyjechali bez śniadania, bo na śniadanie, a dostali tylko miseczkę żurku.. bezcenne. Potem pojawiły się pogłoski, że będzie jajecznica. Po godzinie (to już tylko z opowieści tych głodnych, którzy czekali wiem) podano smażoną kiełbasę i kaszankę + białe bułki..
Czwartek:16 km rowerem na "co nowego w podatkach" cudna pogoda, w letniej bluzie jechałam = 9 km do roboty i 9 km do domu
Szkolenie podatkowe - topowa firma doradcza - super hotel w W-wie. Na początek niespodzianka = croissanty (ja oczywiście zaopatrzona w pojemniczki i jabłka). Potem ciasta i ciastka w ogromnej ilości, wszystkie bardzo czekoladowe i kremowe, kanapki z białych bułeczek z serem i jakąś masą i w bardzo ograniczonej ilości (nie miały powodzenia zresztą) kanapki razowe z sałatą + pastą z sera i jakiejś ryby chyba. I taka jedną pożarłam. Pyszna była. A moja wewnętrzna zła kobieta oczy napasła.
Piątek: 19 km rower + kompleks x 5 w południe (miał być marsz, ale padało + 30 minut siłowni i 1h interwałów
Weekendowe plany: po 10 km rower + godzina TBC w sobotę i niedzielę i szycie woreczków na chleb i ściereczek.
Berchen
3 grudnia 2019, 06:42jedzenie jedzeniem, ja kiedys dawno temu zakusilam sie na croissanta - w sklepie wygladal slicznie, nie wiem co mnie skusilo po zjedzeniu sprawdzic ile to kalorii - chyba z mysla ze smaczne i ewentualnie kiedys bym sobie znowu kupila, jak zobaczylam to mi ochota do konca zycia odeszla, hahaha. Boze Beata - skad masz moja maszyne po babci????? nie wiedzialam ze jeszcze ja kiedys zobacze, moja niestety jak bylam jeszcze nastolatka tak huknela - wystrzelila ogniem ze juz nie naprawialismy, ale pamietam jaka byla ila w dotyku i ten ksztalt. Byla dokladnie taka sama:)
beaataa
3 grudnia 2019, 07:13Moja jest po Mamie, starsza ta maszyna ode mnie i nigdy, przenigdy się nie popsuła. Kiedyś jak były czasy pustek i szarości w sklepach, wszystko sobie szyłyśmy:) Teraz głównie jakieś naprawy i poprawki.
Berchen
3 grudnia 2019, 07:23moja mama odziedziczyla ja po tesciowej - mojej babci, ktora zmarla jak jeszcze bylam za mala by ja pamietac - byla to dla mnie pamiatka. Niestety kiedys cos sie zepsujo i jakis mechanik tak "naprawil" ze po wlaczeniu na poczatek pracy tak huknela ze omal nie zeszlysmy z wrazenia. Zazdroszcze ci jej:)
diuna84
2 grudnia 2019, 13:15czytam i mam smaczek na kaszankę ;) ale ty pięknie jesteś aktywna! taka organizacja co dzień :)
Luckyone13
1 grudnia 2019, 10:21Ja się zawsze śmieję, jak u nas w korpo są jakieś szkolenia organizowane i jest dopisek, że catering będzie zapewniony ;) bo wiem, że to same słodkości i zawsze jadę ze swoim jedzeniem :) Inna sprawa, że ja słodkości nie lubię i nie uznaję za jedzenie, którym idzie się najeść ;) ale z głodu bez własnego przygotowania zapewne bym chwyciła. Raz byłam na takim, gdzie serwowano wspaniałe kanapeczki (no ale na bułce białej takiej bagietkowej pociętej na kawałki) ale kazda na liściu sałaty z twarożkiem/szynką/jajkiem/łososiem, pomidorem, ogórkiem, rzodkiewką, szczypiorkiem i koperkiem (w zależności co do czego pasowało) - realnie mnie zszokowali :D Ja dziś idę do mamy po zupę grzybową i gulasz z mięsa szyjki indyczej, na której gotowana była zupa grzybowa ;)
beaataa
1 grudnia 2019, 13:08Ja mam bardzo rózne doświadczenia ze szkoleń. Czasami są owoce typu jabłka (a nie winogrona) i warzywa pokrojone w słupki i pyszne kanapki. Ale teraz jakaś zła passa:(
anastazja2812
1 grudnia 2019, 00:01Ja croissantem od czasu do czasu nie pogardze gdy widze, ze jest dobrej jakosci :) Mam nadzieje, ze uda mi sie byc taka "zla kobieta" jak Ty czesciej, niz jak to jest aktualnie - rzadziej.
barbra1976
30 listopada 2019, 10:32Ja się zastanawiam, dlaczego ludzie dalej syf jedzą. Kiedyś nie było świadomości bo nie było takiego dostępu do wiedzy, jak teraz.
beaataa
30 listopada 2019, 11:39Bo im smakują. I żadnej pracy nie trzeba wykonać. A te darmowe smakują poczwórnie:)
barbra1976
30 listopada 2019, 13:14Prawda
luckaaa
30 listopada 2019, 08:58Masakra z tym jedzeniem w pracy ... a tyle różności w sklepach ... mozna by zacząć myślec o zdrowiu pracowników . Mogłoby byc i smacznie i zdrowo , kolorowo
zlotonaniebie
30 listopada 2019, 09:06My tutaj myślimy tak jak Ty piszesz. Ale nie wszyscy tak mają. Na moich wakacjach jedzenie było zdrowe, kolorowe i smaczne. A mamy swoim dzieciom serwowały buły z parówką i ketchupem na śniadanie. I do tego słodki sok. A wybór był przeogromny.
beaataa
30 listopada 2019, 09:15Kiedyś było lepiej, dużo lepiej... i też nie rozumiem, że tyle mówi się o zdrowiu, a potem taki suf z samego rana serwuje.
beaataa
30 listopada 2019, 09:18Złotko, mnie to szczęka opada, jak podczas jazdy na wakacje, tankujemy paliwo. A tam rodziny rąbią takie syfy w TAKIEJ ilości. I dzieciaki już są grube:(
zlotonaniebie
30 listopada 2019, 10:54Ja to tych na stacji zawsze usprawiedliwiam, że może w drodze, że duży głód, dzieci lamentują. ( choć ja jeżdżę ze swoimi kanapkami ) Ale na wczasach, gdzie jedzenia po kokardę i to każdego rodzaju. Wiec choćby z czystej ciekawości bym spróbowała, a nie na śniadanie hot dogi a na obiad hamburgery.
zlotonaniebie
30 listopada 2019, 08:53Nie mam woreczka na chleb, ale zawijam w taką ściereczkę jak pokazujesz. Nawet i tydzień wytrzymuje i nie wysycha. Bo to jest magia pieczonego w domu chleba. Byłam na szkoleniu, gdzie katering przywiózł pieczonego prosiaka w całości. Miał olbrzymie wzięcie i zniknął najszybciej ze wszystkiego. Nie miałam odwagi spróbować:))
barbra1976
30 listopada 2019, 10:33Ooo, prosiaczka to bym zjadła chętnie:)
zlotonaniebie
30 listopada 2019, 10:35Wiesz, choć jem mięso, to wygląd tego prosiaczka ściskał za serce. Wiem, że to irracjonalne, ale był jak żywy, tylko kolorowy:))
barbra1976
30 listopada 2019, 10:57No wiem, też mi było niefajnie patrzeć. Lepiej jak już pokrojony jest. W takiej sytuacji budzi się wegetarianin w człowieku. Na chwilę...
beaataa
30 listopada 2019, 11:41Ja też to widziałam. Miał jabłko w pyszczku i był krojony na środku sali. Niedobrze mi było:(!
beaataa
30 listopada 2019, 11:43A woreczki do chleba muszę mieć koniecznie, bo mój "chleb" jest w kształcie muffinek, serduszek i biedronek i w ściereczce to wszystko mi się rozsypuje. Na wakacjach szczególnie.