Jedno takie postanowienie zrobiłam. Że nie kuję nowych włóczek, tylko szukam zastosowań do tych co już mam. No i sukces od pierwszego razu = czapa dla mnie (chociaż może z pełnym przekonaniem nazwę to sukcesem, jak już podszyję ją od spodu czymś milutkim i cieplutkim, a to czym ja ja podszyłam (65 zł na allegro) to szmatka produkująca zimno).
No, a potem były skarpety dla S. (ulubione stare w rozsypce). Super gruba i włochata islandzka wełna, jeżeli nawet okaże się za mało, to się dokupi troszkę. W większej połowie drugiej już było wiadomo, czego brakuje i że tego czegoś nie ma w żadnym pl sklepie. No więc trzeba było zrobić zapas tego co jeszcze jest..
Efekt postanowienia: 1,5 pięknych skarpet do sprucia, 5 nowych motków w szafie...
Wniosek: nigdy więcej postanowień..ale..:
Jest pewna chińska przypowieść o wieśniaku, który przy uprawie swojego pola korzystał z pomocy starego konia.Któregoś dnia koń uciekł na wzgórza, a kiedy sąsiad wyraził wieśniakowi współczucie z powodu takiego nieszczęścia, ten odpowiedział: „Nieszczęście? Szczęście? Kto wie?”.
Po tygodniu koń wrócił ze wzgórz na czele stada dzikich koni i tym razem sąsiad gratulował wieśniakowi takiego fortunnego obrotu sprawy. A ten rzekł: „Szczęście? Nieszczęście? Kto wie?”.
Później, kiedy jego syn starał się okiełznać któregoś z dzikich koni, spadł z grzbietu zwierzęcia i złamał nogę. Wszyscy uważali to za nieszczęście. Ale nie chłop, którego jedyną reakcją było: „Nieszczęście? Szczęście? Kto wie?”.
Kilka tygodni później do wioski wkroczyli żołnierze i zabierali do wojska wszystkich mieszkających tam sprawnych młodzieńców. Gdy zobaczyli, że syn wieśniaka ma złamaną nogę, zostawili go w spokoju. Czy teraz to było szczęście? Nieszczęście? Kto wie???
Niedziela: 10 km rower + godzina TBC + godzina i ndoor cycling.
Poniedziałek: 20 km rower +20minut marsz w południe..
Wtorek: 20 km rower, zestaw na brzuch x 4 w południe,
Środa: 24 km rower + w południe komplex x 4
Czwartek: 20km rower
Piątek: 20 km rower + trening z WH w południe, bez cz. 2
Sobota: 25 km rower: 50 minut siłowni (jak zwykle) + 1h air jogi
Niedziela: 15 km rower + 1h TBC + 1h cycling. Hurra!! Już znowu jest rzutnik i pedałując gapię się na Alpy!!
beatawalentynka
6 lutego 2019, 12:36Ach te postanowienia....ja też ciągle sobie postanawiam, że będę mniej kupować, to wszystko trwa do pierwszych zakupów. Dobrze przytoczyłaś tą przypowieść :) Czapka śliczna. Ja już dwa razy prułam tę swoją chustę, bo ilość oczek ciągle się nie zgadza, ech.....aż się boję znowu zabrać za nią.
beaataa
6 lutego 2019, 15:01A jaki wzór wybrałaś?
beatawalentynka
6 lutego 2019, 16:02klaziena czy jakoś tak. Wydaje mi się, że wszystko robię tak jak na filmiku a jednak oczek jest za mało i środek jakiś taki krzywy...
hanka10
3 lutego 2019, 22:35piękna czapa :) i piękna przypowieść :)
Ajcila2106
3 lutego 2019, 18:22Cudna czapa:) A podszewka dobra na upały, jak mniemam;) Wypruj i wykorzystaj do czegoś na upał;)Przypowieść mądra...i dająca do myślenia...tym co " lubią ten sport";) Super, że widok Alp znowu jest przed Twoimi oczyma:) Zawsze to milej kręcić:):):) Pozdrawiam:)
araksol
3 lutego 2019, 17:03ojaka fajna ta czapka.Ja lubięrobić ale szydełkiem:)
beaataa
3 lutego 2019, 17:28Ja lubię i tym i tym. Ale na drutach jest mi łatwiej. Łatwiej robić i czytać.
Luckyone13
3 lutego 2019, 16:41Haha, wniosek mnie rozczulił :) a czapa obłędna! podziwiam wciaż zapał do takich mozaiki kolorystycznej, ja nie mam do tego cierpliwości. Teraz kupiłam sobie dwa super kompletny (czapa i komin) jestem nimi serio zachwycona. Jedna czapa jest podszyta polarem i naprawdę jest ciepła. A aktywność u Ciebie jak zawsze imponująca :)
beaataa
3 lutego 2019, 17:29Dopiero co poznałam ideę mozaiki. Jestem zachwycona. Na swojej liście do zrobienia mam już kolejkę.