W poniedziałek poszliśmy na 5 km spacer. Wyszło niemal 11 km. A to zaczęliśmy trasę od domu liczyć, a to zaszliśmy do sklepu po owoce, a to zaszliśmy pod koniec trasy do sklepu po jedzenie na śniadanie.
Widoki po drodze boskie. Znaleźliśmy super plażę kilka km od naszego miasteczka. Znaleźliśmy tunel skracając drogę i zamiast strome go podejścia to w 500m znaleźliśmy się po drugiej stronie grzbietu. Znaleźliśmy park z wróżka i i innymi stworzeniami mitologicznymi, w ttm bazyliszkiem.
Później w sklepie znaleźliśmy lokalne wina. Przyjrzelismy się, co w Kraju Basków się produkuje i znaleźliśmy je w sklepie. Bardzo wytrawne i kwaskawe wina białe o owocowej nucie.
Znaleźliśmy też w sklepie duży dział z winami bezalkoholowym, wzięliśmy jedno nawet na spróbowanie. Do tej pory moje doświadczenia z winami 0 jest bardzo złe.
Znaleźliśmy dużo rodzajów przekąsek pod postacią smażonego we fryturze świńskiego tłuszczu. Poszliśmy na mrożony jogurt a na obiad wzięliśmy sałatki. Ja znalazłam dla siebie z kurczakiem i pełnoziarnisty makaronem.
Na kolację jedno poszliśmy na miasto. Mąż wziął zupę rybna i morszczuk w panierce. Ja wzięłam budyń ze skorpeny, który jadłam na brukowa ej bagietce, a na drugie filet z morszczuka z policzkami z morszczuka. Przepyszne oba dania.
Obsługa jak chyba wszyscy tutaj, znają angielski tak aby aby, ale da się dogadać. Myślałam, że będzie lepiej, ale i tak jest dobrze. Nie mówią, ale rozumieją. Czasem jest problem zrozumieć ich.
Zaskoczeniem jest, że jest tutaj tak dużo Amstela. Widzieliśmy, że ludzie piją w tapas barach oraz w sklepach jest duży wybór. W Holandii są dwa amstele. Normalny i bezalkoholowy no i radler. Zaś tutaj cuda. Chyba się pokuszę o testowanie.
Ogólnie kolejne wrażenia to architektura tutaj. Jest bardzo niespójna. A to mur pruski. A to hacjendy. A to domy jak z katalogu Los Angeles. A to molochy na palach, a to domy z wysokim parterem...