W Holandii nadal jakby lata w ogóle nie ma. Poza czerwcowymi upałami, które spędziłam z przyjaciółką na rowerach, nie ma śladów lata. Padało przez 6 tygodni, wiało połowę tego, jak nie więcej. Od kilku dni wychodzi słońce, ale na razie nieśmiało. Czwartek był upalny, ale tylko on. Dziś ma znów być tylko 21 stopni. Co prawda widać mała zmianę – kilka słonecznych dni wystarczyło, aby zakwitły truskawki.
Jedna z odmian kupionych w ogrodniczym puszcza wąsy, więc powsadzałam je do ziemi w nadziei na ładną rozsadę.
Pomidory idą mi dwojako – te w workach mają mało liści i sporo owoców, a te w doniczkach mają sporo liści i co nieco owoców. Nie wiem, jaką strategię podjąć za rok, ale chyba worki… Za to doniczki są mobilniejsze i mogę je ustawić w wielu miejscach… Choć pod płotem nie jest źle – choć dopiero teraz zaczynają się rumienić, jak od ponad tygodnia jemy swoje owoce ze szklarenki.
Malutkie żółte pomidory też już dostają kolor. Że też te malutkie roślinki takie śliczne i tak wiele owoców mają!
Kukurydza nawet zrobiła kolbę – a już myślałam, że będzie tylko ozdobą.
2 z 3 dahlii ładnie kwitną. Przez pewien moment Tropical miał posklejane pąki kwiatowe, które nie chciały się otwierać i wyglądały jak te tulipany z zarazą, ale już jest lepiej. Oberwałam chore pąki, spryskałam na grzyba i może będzie lepiej. Musiałam też usunąć dużo liści z miniorkami między blaszkami.
Domowe hiacynty wyniosłam do ogrodu, ale z uwagi na długo trwające deszcze – dałam je do szklarni, aby wyschły zanim je wyjmę z doniczek. Tymczasem one mi zakwitły… 3 raz w tym sezonie.
Usiadłam wczoraj z Annet do bluzki. Po 7 rządkach skończył mi się motek. Czy to możliwe? Robię coś nie tak? 50g motek zszedł na 7 linijek po 124 słupki… Annet mówi, że chyba za luźne oczka robię, ale mi wygodnie taki luzik robić. W końcu to ma być zabawa. A może mniejsze szydełko użyć?