We wcześniejszym wpisie wspominałam, że byłam na wakacjach w Ukrainie. Tydzień na Ukrainie. Jak kto woli – mi zdarza się używać obu form. Mój brat brał ślub w rodzinnych stronach swojej wybranki – niedaleko granicy z Ukrainą. Planowaliśmy wybrać się tego lata do Słowacji i schodzić Słowacki Raj, więc mąż wpadł na pomysł, że można zrobić objazdówkę i wpaść jeszcze do Kujawsko-Pomorskiego na trochę, skąd pochodzimy oraz do Lwowa na trzy dni. W niecałe trzy tygodnie zrobiliśmy więc ogrom kilometrów. Dla mnie to była pierwsza taka jazda samochodem, bo dopiero co zdążyłam zrobić prawo jazdy w Holandii i nie wyjechałam dotychczas poza kraj.
W Bydgoszczy i okolicach spędziliśmy 4 dni odwiedzając tylko rodzinę męża – moją mieliśmy spotkać na weselu. W piątek byliśmy już w Janowie Lubelskim i w sobotę było weselicho. Podczas wesela powiedzieli mi o poprawinach, których miało przecież nie być. Jako świadkowa miałam być na poprawinach, ale że nikt nam o nich nie powiedział, to mieliśmy już zabookowany hotel we Lwowie. Pojechaliśmy więc z rana po weselu w trasę.
Dla nas – ludzi z północnego-zachodu Polski, widok doliny jakieś rzeki – kompletnie nie wiem co to za rzeka tam była, ale widok był bajeczny! – pola gryki, pofalowany krajobraz – to było coś niebywałego. U nas są górki, ale obsiane pszenicą i kukurydzą czy rzepakiem. U nas nie ma tak dużych dolin rzek, jedynie niewielkie różnice w wysokości terenu, choć płasko też nie jest. A tam?! Tam wszystko było większe, rozleglejsze i bardziej majestatyczne. Podobał mi się ten krajobraz, choć było raczej mało drzew.
Gdy przejechaliśmy granicę i zrobiliśmy zieloną kartę – okazało się, że nie mogę jeździć samochodem, ponieważ w Holandii może być jeden właściciel samochodu i jest nim mój mąż – a w Ukrainie tylko za pisemną zgodą u notariusza wyrażoną, mogłabym prowadzić samochód, który nie jest na moje nazwisko. Więc nie opłacało się na 3 dni tego ogarniać. Byłam więc mimowolnie pasażerem. I jako pasażer męczyłam się nie mniej niż mój osobisty szofer. Drogi – koszmar. Takie drogi to ja pamiętam jakieś 20-30 lat temu jak jechaliśmy autobusem szkolnym do wsi obok do podstawówki, a później krajową 5 do liceum PKSem jeździłam. Straszne. Koleiny, dziury, kierowcy – wariaci. Podobnie jak w Polsce – główny trakt komunikacyjny wiódł przez wszystkie wioski świata. W samym Lwowie chyba jeszcze gorzej. Tory tramwajowe szły falami, a gdzie dopiero brukowana ulica! Zgubiliśmy kołpak we Lwowie, a z racji, że nie znaleźliśmy płatnych strzeżonych parkingów w mieście, niedaleko hotelu, dogadaliśmy się w recepcji, że jest taki pan i u niego na podwórku można parkować. Chodził tam taki wielki pies i pan kasował coś jakby 1,5 euro za dobę [?] – już nie pamiętam. Ale auto stało, nie stuknięto go, nie obdrapano, to najważniejsze.
Miasto samo też wyglądało jak Polskie. Wiem, że było kiedyś Polskie, ale wiecie.. w Polsce wiele się zmieniło od wojny i oba kraje poszły w różnych kierunkach. Co prawda Lwowa do Bydgoszczy bym nie porównała, ale taki Janów Lubelski czy Lublin do Lwowa już tak. Podobna architektura, sposób ułożenia ulic, do tego wiele osób znało polski i nawet menu w restauracji było po polsku. Czuliśmy się, jakbyśmy tak naprawdę byli w Polsce, ale przed wejściem jeszcze do Unii.
Zwróćcie uwagę na zdjęciach poniżej, że jest dużo rusztowań i renowacji. Specjalnie unikałam ich w kadrze, ale nie udało się. Mieliśmy wrażenie, że 3/4 miasta się odrestaurowuje. Co kawałek roboty na elewacjach, nowe budynki powstawały, remontowano ulice. Wtedy to stwierdziliśmy z mężem, że przyjechaliśmy o kilka lat za wcześnie. Lepiej by było przyjechać, jak oni już skończą te remonty, bo to, co już było odświeżone, wyglądało rewelacyjnie.
Architektura bardzo ładna, niektóre budynki z muralami, inne zdobione w folklorystyczne wzorki. Co kawałek cerkwia lub kościół – nie umiem odróżnić i też się na tym nie skupiałam. Targowiska z rękodziełem made in china oraz muzyczni grajkowie – w tym jeden zespół co grał na mieście – miał cymbały jak Jankiel! Niesamowite wrażenie robiło słuchanie na żywo, jak ktoś gra pałeczkami na strunach tych cymbałów. Takie to wschodnie! Jak lira, na której Zagłoba grał w Ogniem i mieczem!
Budynki sakralne były wybitnie złocone. Jedną cerkiew widzieliśmy między polami z daleka i jej złota kopuła świeziła w pełnym słońcu na kilka kilometrów. W ogóle na wsiach barierki przy ulicy nie były czerwono białe jak w Polsce – zawsze myślałam, ze te kolory po prostu są super widoczne, więc się je używa – ale były niebiesko żółte jak flaga Ukrainy. Bardzo podobał mi się ten układ kolorów, bo to stwarzało wrażenie naprawdę odmiennego świata. Chatki i wielkie domy przy drodze były nierzadko otoczone palonym drewnem i zdobieniami w tym drewnie. Niektóre domy to były wielkie posiadłości, a inne – malutkie jednoizbowe domki, w jakim pewnie moja prababcia w kieleckim mieszkała. Ale wszystkie budynki sakralne były na bogato i to tak aż do przesady. Licheń 2.
W różnych miejscach na mieście były plakaty informacyjne – także w kościele/cerkwi widzieliśmy stanowisko z portretami żołnierzy pomordowanych na Krymie – o więźniach politycznych. W tamtym czasie było ich znacznie mniej niż teraz, ale mimo to na przystankach czy budynkach były coraz to inne twarze osób zamkniętych przez Rosjan.
Podobnie jak w Polsce było dużo pomników i tablic upamiętniających. Przyznam, że nie wczytywałam się wtedy w nic, więc nic nie potrafię powiedzieć.
I teraz dwa kolejne spostrzeżenia: jedzienie – TAK! kradzieże – TAK!
Jedliśmy w restauracjach obiady i te dzięki polskiemu menu można było łatwiej zamówić. Obsługa też chętnie pomagała wybierać i znała polski. Jedliśmy jakieś tradycyjne danie na zasadzie ziemniaki i mięso i nie pamiętam dokładnie co to było, ale było wybitne. Za zupy, dania i nie pamiętam czy deser też, ale na pewno piwo dla dwóch osób zapłaciliśmy coś koło 150 hrywnie, czyli jakieś wtedy 5 euro. Wtedy było to 31 do 1, a obecnie jest 40 hrywnie do 1 euro. Wczoraj pytałam nasze Ukrainki w pracy. Kolejna rzecz z jedzenia – mają tam dobre lokalne wina. Wędliny pachną super i można kupić świeże mięso – co w NL nie jest takie proste i tanie – oraz chleb! Zakochałam się w Ukraińskim chlebie. Kto wyjechał choć raz z Polski na zachód, wie, że chleba tu się zjeść nie da. Polski chleb jest naprawdę fajny o ile nie kupuje się go w markecie a u prawdziwego piekarza. Ale ten Ukraiński to taki chleb [w markecie nawet] jaki babcia piekła w piecu chlebowym. Może nie moja babcia, ale jej siostra piekła chleb żytni, natomiast chodzi mi o koncept – taki starodawny polski chleb to na Ukrainie kupiliśmy w markecie – i to na kilogramy. Kupiliśmy więc taką duża bułkę można na 1,5 kg – teraz nie pamiętam. Jedliśmy go dwa dni rwąc do niego kiełbasę. Jeszcze w samochodzie jadąc na Słowację, pchałam w siebie ten chleb. Bez noża, bez masełka. Na sucho.
Druga sprawa – kradzieże. Nie okradziono nas, ani nie widzieliśmy kradzieży, ale myślę, że jest coś na rzeczy. Wkażdym sklepie nas pilnowano. Chodzono za nami. Gdzie nie kupowaliśmy pamiątek czy w drogerii to ktoś patrzył nam wciąż na ręce. Szczytem wszystkiego była wizyta w Reserved. Mąż chciał dokupić koszulek i bielizny, więc poszliśmy do polskiej marki sklepów. Jak wziął 3-pack bokserek to na nim było razem 5 chipów antykradzieżowych. 5! Dwa na otwieraniu paczki i po jednym na każdej parze w środku. Wierzę, że takich środków bezpieczeństwa nie robi się w krajach, gdzie kradzieże nie są nagminne. Na przykład w Holandii normą jest, że pół sklepu stoi na regałach przed drzwiami tego sklepu i nikogo tam nie ma do pilnowania. Bierzesz sobie coś sam i wchodzisz z tym do sklepu, aby zapłacić. W Ukrainie jak sklep z pamiątkami miał kilka zakamarków, to za każdym razem, jak wchodziliśmy w zakamarek, ktoś się pojawiał i nas pilnował. To było naprawdę dziwne.
I ostatnia rzecz – ludzie, których tam spotkaliśmy, byli naprawdę dla nas mili. Nie nawiązaliśmy żadnej bliższej znajomości, ale te interakcje które mieliśmy, były w 100 procentach przyjazne. Nikt nas nie traktował źle, bo nie jesteśmy Ukraińcami, nikt nam nie wytykał używania języka polskiego między sobą. Czuliśmy się naprawdę dobrze we Lwowie. Chętnie wrócę do Ukrainy, jak odbudują się już po przegnaniu Rosjan i chętnie znów zjem to mięso z ziemniakami, chaczapuri w gruzińskiej restauracji oraz chleb i kiełbasę rwane palcami.
ducia
13 sierpnia 2023, 00:48Byłam tam pod koniec lat 90, takiego brudu, biedy i zacofania t w życiu nie widziałam. Za to w jednym z lepszych hoteli w centrum Lwowa robactwo było takie, ze babcia z miska z chlorem(?) chodziła po wszystkich piętrach i moczyła w niej szczotkę opryskujac wszystkie katy. Przez cały tydzień prawie nic nie zjadłam bo się brzydziłam i ta wódka na kieliszki w kioskach i te tłumy pijaków…. Za to potomkowie Polaków traktowali nas jak bogów. Niestety mentalnie ten naród jest naprawdę duuuuzo do tylu w stosunku do nas i jak zapytasz starszych ludzi, to pewnie większość powie, ze ze wschodu to jeszcze nigdy nic dobrego nie przyszło.
Babok.Kukurydz!anka
13 sierpnia 2023, 07:29Wiesz, że minęło 30 lat? Polska posunęła się głównie dlatego, że unia daje na wszystko kasę. W Ukrainie tej kasy brakuje. To widać. Ale tego co opisujesz, nie widzieliśmy. Choć nigdy więcej nie wezmę już pokoju w 2 gwiazdkowym hotelu. Czysto, ale biednie.
finisterree
11 sierpnia 2023, 11:13Byłam na Ukrainie w 2019, we Lwowie i dalej na wschód. Drogi nawet główne faktycznie tragiczne. Lwów to bardzo ładne miasto, chociaż jeszcze sporo zostało do odnowienia ( a teraz pewnie jeszcze więcej). Byłam też dalej na wschód na wsi ukraińskiej i w miasteczku 5 tyś. Biednie, ale ludzie serdeczni. I na miejscu byli tylko starsi ludzie i dzieci. Reszta w pracy za granicą ( Polska, Czechy, Rosja).
Babok.Kukurydz!anka
11 sierpnia 2023, 12:36Czyli podobny opis wyludnienia, jaki kiedyś trafiłam na temat Śląska.
vitafit1985
10 sierpnia 2023, 07:17Ciekawy wpis o tej Ukrainie.
Babok.Kukurydz!anka
10 sierpnia 2023, 08:48Cieszę się. Wtedy kompletnie nie spodziewaliśmy się, że jakaś wojna może być. Ale dla mnie dziwne jest, że wiele osób uważa że Ukraincy w Polsce to taki biedny krewny. Że ludzi irytuje, że jeżdżą porche czy teslami, podczas gdy w Polsce jest teraz bardzo dużo nowych aut w leasingu. Jakby wojna wykluczyła możliwość bycia bogatym. A dla mnie Ukraina to była taka polska 2. Kilka lat wstecz, owszem, ale ludzie byli ubrani jak polacy, no może niektóre kobiety nosiły piękne chustki na głowie i bardziej odświętnie ubrane były, ale ogólnie ten sam poziom. O polakach w Holandii kiedyś myślą o też że to taki biedny kraj, koleżance tłumaczyli co to jest mikrofalówka i jak jej używać. Mnie pytali czy mamy internet. Myśleli że jak ja nie mam tv w domu to znaczy że nigdy nie miałam. I tak samo słyszę od Polaków o ukraincach. Ze dziki naród. Że sami cfaniacy i bumelanci. Dla mnie Ukraina to był naprawdę fajny kraj, aby odwiedzić i chętnie wrócę. O Słowacji tego powiedzieć już nie mogę. Ale kocham ich góry i parki narodowe.
vitafit1985
10 sierpnia 2023, 15:40Do Polski bogaci przyjechali samochodami, to i pojazdy bogate;)
Babok.Kukurydz!anka
10 sierpnia 2023, 18:10Widziałam na autostradzie takiego rzęcha jak wartburg wypełnionego po dach. Ale ttkoo jednego. Wierzę, że ci co kasy nie mieli, zostali w domu by pilnować resztki dobytku jaki mają.