Zachody słońca? Kolacje przy świecach? A może długie, nocne rozmowy?
Urzekło mnie w moim Ukochanym właśnie jego romantyczne usposobienie. A co to dla mnie oznacza?
Nie mam dużego doświadczenia w randkowaniu, bo z czasem okazało się, że wiele razy nie rozpoznałam, że byłam na randce. Od zawsze byłam w związku i od zawsze miałam kumpli. Teraz nazywają to friendzonem, ale ja nigdy na to tak nie patrzyłam. Wszyscy wiedzieli, że mam chłopaka, a ja spotykałam się ze znajomymi czasami w towarzystwie mojego chłopaka, a czasami bez niego. Na przykład, gdy chodziło o znajomych ze szkoły, bo chodziliśmy do szkół w różnych miastach z moim wtedy facetem. Teraz, z perspektywy czasu widzę, jaka ślepa na umizgi kolegów byłam. Jeden zabrał mnie nawet na kolację, inny do maka lub innego hipermarketowego fast foodu. Pamiętam jak mówiłam o swoim wtedy już narzeczonym a Darek, bo tak miał na imię, gniótł pusty kubek po napoju. Wydawało mi się wtedy to dziwne, zwłaszcza, że ja nigdy nie ukrywałam, że jestem z kimś i był on częścią wielu moich relacji z ludźmi. Razem odwiedzaliśmy znajomych, mieliśmy wszyscy wspólnych znajomych z moim ex. No i ten pokaz złości na kubeczku papierowym to już w ogóle było niefajne i nie zachęcające do bliskości z Darkiem. Nie wiem czemu w ogóle moi kumple próbowali czegokolwiek w takiej sytuacji. Tak czy inaczej mój ex nie bywał romantyczny. Był wręcz nieznośnie czasami pragmatyczny i brakowało mu spontaniczności, choć do dziś mi się cieplutko na sercu robi, jak pomyślę, jak fajnie i szczerze się on uśmiechał.
Mojego męża poznałam na 3 roku studiów, a zaczęliśmy się spotykać na 5. Kilka tygodni po pierwszej randce były walentynki. Tak oficjalnie to my wtedy nie chodziliśmy. Wychodziłam ledwie z rozstania z narzeczonym i nasze spotkania były raczej mało wiążące. Ukochany przyszedł do mnie na stancję i zrobił mi fajną niespodziankę, przynosząc mi ciekawe słodycze, które on uwielbiał jako dziecko. Jego status finansowy w latach 90-tych znacznie różnił się od mojego i kiedy ja zachwycałam się lizakiem Hitem za 10 000 zł, on jadł niemieckie słodycze. Przyniósł więc mi wtedy Kinder Bonbons, Lindta i jakieś inne rodzaje. Karmił mnie mini i opowiadał co te smaki dla niego znaczą. Później okazało się, że miał jeszcze w plecaku przemyconą różę dla mnie. Wyciął z butelki plastikowej specjalnie pojemnik, aby przynieść ją do mnie bez uszkodzeń i bez mojej wiedzy. Więc kiedy już wieczór dobiegał końca i myślałam, że czas się pożegnać, on miał dla mnie właśnie tą niespodziankę. Zakochałam się z jego inwencji i staraniach.
Później było równie romantycznie. Robił własnoręcznie dla mnie różne drobne rzeczy, laurki, prezenciki. Wkładał w to wiele starań plastycznych i czasu, choć jak sam mówi – nie umie ani rysować ani nic związanego z plastyką. Mam cała skrzynię takich skarbów z początku naszego związku. Czasem dostawałam prezenty kupne, ale zawsze z osobistym dotknięciem, jak na przykład puzzle ze zdjęciem z naszych pierwszych wakacji. A gdy biegałam dużo to kupił mi kilka bluzek do biegania. Wszystko, czym mnie rozpieszcza, zawsze ma osobisty wydźwięk i pasuje do tego, czym aktualnie się param. Ostatnio dostałam nawet bluzeczkę do jogi i ćwiczeń w domu.
Dziś częściej Ukochany stara się dla mnie po prostu gotując. Osiągnęliśmy taką stabilizację finansową, że niewiele rzeczy mi brakuje, więc zawsze można mnie trochę podkarmić. Natomiast zdarza mu się od czasu do czasu kupić mi coś, co naprawdę świadczy o tym, że zna mnie na wylot. Pierwsze kaki w sezonie, cienkopisy kolorowe, kwiatek w doniczce….
Zatem dla mnie romantyczne mogą być nasze wieczory z winem podczas wakacji na Azorach, gdy patrzeliśmy jak słońce zachodzi nad oceanem i wulkanicznymi wyspami archipelagu. 100 świeczek w salonie, które zapalamy, gdy siedzimy sobie wieczorem z winkiem i rozmawiamy do późna. Ale nic nie równa się ze zwykłym dniem, kiedy ktoś komu na tobie zależy zrobi ci niespodziankę montując własnoręcznie pokrowiec na kwiatka, którego trzyma kilka godzin w plecaku, by dać ci we właściwym momencie.
Zakochałam się w nim wtedy i kocham go do dziś.
krolowamargot
3 sierpnia 2023, 11:13A, lubię i uważam za romantyczną kolację na plaży i oglądanie zachodu słońca. Mamy takie miejsce na Wassenarze, gdzie czasem to robimy. Ale, to też wymaga pieniędzy, koszyk piknikowy trzeba wypełnić jedzeniem i piciem, trzeba przyjechać, nawet jeśli to 20 minut rowerem, to trzeba mieć rower. I czas. Czas jest bezcenny, a może po prostu bardzo drogi.
Babok.Kukurydz!anka
3 sierpnia 2023, 18:59odwracasz kota ogonem. Jak już masz ten kosz i ten rower, to takie wyjście jest bardzo tanie. Ty od razu piszesz, że aby jechać na piknik to trzeba od razu kupić i rower i koszyk. Zwracam tylko uwagę, że w każdym komentarzu podkreślasz swój status finansowy i mam wrażenie, że zbytnio się nim identyfikujesz. Chętnie poznam cię jako osobę z osobowością i uczuciami, a nie tylko bogatym mężem ;)
krolowamargot
4 sierpnia 2023, 11:38Kompletnie nie rozumiem, skąd ten atak. Zauważ, że dzieli nas kilka lat, plus morze doświadczeń. Ja miałam więcej czasu, żeby dowiedzieć się, co mnie uszczęśliwia, co uważam za romantyczne, miłe etc. I to niezależnie, jakby obok bycia "żoną bogatego męża" (co moim zdaniem jest chybionym opisem, bogaty to jest Jeff Bezos). Z perspektywy rozwódki z dzieckiem też zawsze wolałam drobny, ale sensowny prezent, niż nocne rozmowy na plaży. Może nawet bardziej. I też spokojnie sobie te prezenty mogłam kupić sama, kosztowało to tylko parę nocnych zleceń, bo w ciągu dnia miałam pracę i dziecko. Więc, to nie wina, ani zasługa mojego męża, że lubię to, co lubię. On się po prostu dostosował. A że wciąż brakuje nam czasu, to ten, który wspólnie mamy, staramy się spędzać tak, by go pamiętać.
krolowamargot
3 sierpnia 2023, 10:04Dla mnie romantyczne są miłe niespodzianki. Typu, kochanie, jutro wieczorem jemy kolację w Wiedniu, dobrze? Bilety do opery, czy na koncert, choćby kosztowały fortunę, drobne prezenty typu nowa zawieszka do Pandory położona przy filiżance z kawą rano, bo kupiona w tajemnicy, kwiaty w hotelu, kiedy wyjeżdżam w delegację na dłużej, kaszmirowy szal na wierzchu walizki, który odkrywam dolatując gdzieś na miejsce, ogromny bukiet kwiatów z doczepionym moim starym na Schiphol, kiedy wracam z długiej delegacji, czy nieobecności. Mój mąż jest praktycznym Holendrem, unikającym zbędnego wydawania pieniędzy, ale z drugiej strony, dokładnie wie, co lubię i wcale nie uważa tego za zbędne. Ma wpisane w husband description uszczęśliwianie żony. No to uszczęśliwia:-) Ja nie lubię nocnych rozmów, w nocy się śpi, a ja niewyspana jestem nie do życia. Kolacje przy świecach miewamy często, nie traktuję tego, jak coś niezwykłego.
Babok.Kukurydz!anka
3 sierpnia 2023, 10:15Czy jest coś co Cię cieszy, a co nie jest związane z pieniędzmi? Często piszesz o dobrać luksusowych i wartościach raczej z Instagram owych kont lansiarskich. Ale tak po ludzku, przyziemnie. Czy jszt coś, co uznała byś za romantyczne a co nie wymaga użycia portfela? Tego, że musisz zostać kupiona gestem za miliony?
krolowamargot
3 sierpnia 2023, 11:08Hm, wiesz, każda rzecz w zasadzie wymaga użycia portfela. Nawet bilet na tramwaj, prawda? A kwiaty, które mój Stary czasem stawia na stole w kuchni, pochodzą z naszego ogrodu, ale, przecież nawet one nie są za darmo, prawda?