W czym się zatracasz?
Mam kilka takich czynności przy których tracę rachubę czasu. Scrollowanie, z czego nie jestem dumna, ale wydaje mi się, że to obecnie znak czasów. Każdy scrolluje i patrząc jednak dookoła – ja nie jestem aż tak bardzo zatracona w tym. Przede wszystkim nie mam tiktoka, a to już ratuje mój czas wolny. Chodzę do psychologa, aby wyregulować emocje, a narkotyczne hity dopaminowe, które dostaje się podczas scrollowania to raczej nałóg a nie jego leczenie. Więc nie będę dokładać sobie rzeczy, które potem będę musiała leczyć. Lubię za to wejść na reddit i na niektórych kanałach popatrzeć na ciekawostki przyrodnicze ze świata. Ale wiadomo, trzeba być ostrożnym, bo mało co w internecie jest prawdziwe.
Kolejną rzeczą jest oglądanie filmów. Teraz oglądam głównie z mężem, ale był taki czas i pomału chcę, aby ten czas wrócił – kiedy oglądałam jeden film dziennie. Fakt – w liceum i na studiach miałam więcej czasu. Po prostu laptop, słuchawki, kanapa i mnie nie ma. Chłonęłam każdą pozycję na torrentach – obejrzałam wiele niezależnych filmów jak i filmów tak złych, że na szczęście ich dziś nie pamiętam. Obecnie mam konto na Netflix do oglądania filmów nieanglojęzycznych z holenderskimi napisami – chcę wrócić do takiej nauki języka, ale póki co utknęłam z rewatchem rzeczy takich jak Sukcesja, amerykańska wersja The Killing [Joel Kinnaman jest taaaki wysoki! i chyba mam coś do szwedów] czy nowe filmy, jak na przykład oscarowe nominacje z tego roku.
Zatracam się w szyciu, choć ostatnio nie mam weny. Przede wszystkim odkąd zmieniłam aranżację biura i bieżnia zajmuje strategiczne miejsce przy oknie, nie mam podłogi, na której mogę kroić. Musiałabym na czas szycia przenosić się piętro niżej i pracować w jadalni – tam stół jest duży i mogłabym kroić na stole, choć jego faktura nie zachęca – lite drewno zostało celowo zostawione z oryginalną fakturą i stół nie jest płaski a wyboisty. Mam też podłogę w pralni-siłowni, ale wtedy znów plecy mi siądą i kolana od krojenia na podłodze… Jak nie urok to sraczka. Więc myślę coraz częściej nad schowaniem maszyny, bo wciąż stoi na biurku.
Zatracam się w pracy w ogrodzie. Lubię sobie pokopać, lubię posadzić [jakby w pracy było mi mało] i lubię ogólnie obcować z roślinami. Codziennie chodzę do ogrodu popatrzeć jak się wszystko zmienia.
Bardzo lubię robić pranie. Selekcjonować co z czym będzie prane, rozkładać miedzy 6 koszami na pranie w domu, rozkładać nowe ręczniki, wieszać pranie, składać, przekładać między 4 suszarkami, rozkładać po szafie wyprane ubrania. Odpręża mnie to, daje poczucie harmonii.
Lubię też być na świeżym powietrzu. Być w ciszy, choć ostatnio i tak chodzę w słuchawkach. Lubię iść na spacer, pobiegać, pojeździć rowerem i rozglądać się dookoła, co nowego, co się dzieje, czym są zajęci ludzie wokół mnie.
W piątek, jak wspomniałam wcześniej, wzięłam wolne. Na odpoczynek. Odwinięcie głowy. Po angielsku brzmi to lepiej – unwind my head. Liczyłam, że pogoda będzie równie ładna co w czwartek. A przynajmniej pracując pod szkłem, każda ilość słońca wydaje się kusząca i ciepła. Na zewnątrz zaś wichura i zimno. Ale nic to. Liczyłam na dobrą pogodę i miałam dobrą pogodę.
Rano dostałam SMS od panów, co mają mi okna dachowe założyć. Od 3 tygodni pogoda nie sprzyja montażowi i odezwali się, że pamiętają, proszą o cierpliwość, ale pogoda jest kluczem. Muszą minąć dwa suche dni zanim będą mogli zacząć pracować. Jak do tej pory był maksymalnie jeden. Nawet w piątek wieczorem zaczęło padać. W sobotę padało od rana.
Zjadłam duże śniadanie – 900 kcal kanapka z jajcem – i wystawiłam rower na przejażdżkę. Miałam jedyny cel – dotrzeć na plażę, trochę posiedzieć, poczytać i nie spóźnić się na spotkanie z psychologiem. W zasadzie więcej planów na ten dzień nie miałam. No i kupić piłkę do ćwiczeń.
Rzodkiewka w domu ma się świetnie.
Pojawia się więcej hiacyntów.
Pojawiły się tez krokusy fioletowe zebry.
Lilie wychodzą z ziemi. Mogłam je gęsto obsadzić tulipanami to może kot by mi w nich nie grzebał.
Moją jazdę rozłożyłam na trzy etapy. Na plażę, do miasta, do domu.
Zaczęłam używać powerbanka, który sobie kupiłam. Udało mi się go zdrenować w 25 procentach i postanowiłam przetestować ogniwo do ładowania. Zamontowałam powerbank na rowerze, przypięłam go jeszcze do ramy bagażnika karabińczykiem, aby na dziurach [jakich dziurach?!] go nie zgubić. Naładował się niemal do pełna. Jestem zadowolona.
Miałam w pełni naładowany rower, ale z uwagi na bardzo silny wiatr, bateria pokazywała mi zasięg około 50 km na niższych przyłożeniach silnika, więc musiałam jechać bardzo wolno i bez zrywów, aby nie tracić ładunku niepotrzebnie. niestety rower nie ma panelu słonecznego.
Widziałam kilka pól w okolicy – choć jeszcze niewiele. Rolnik ma przestój tylko koło stycznia-lutego [przynajmniejpolski rolnik], a więc praca wre. Na każdym polu byli ludzie i doglądali roślin. Dla wyjaśnienia – rośliny na polach nie idą na sprzedaż, są one posadzone aby wyprodukować cebulki. Kwiatki, które się o tej porze roku kupuje, pochodzą ze szklarni i są sadzone po to, aby je ściąć. Na polach rośliny zostają do zakwitnięcia [tulipany] lub przekwitnięcia. Tulipany się ogławia po zakwitnięciu, aby składniki pokarmowe szły w cebulkę a nie nasiona. Cebulki wykopuje się około lipca i przechowuje w suchych magazynach. Stamtąd około października-listopada trafiają ponownie do gruntu.
W Schagervlotbrug stoi punkt widokowy na kanale. Z obu stron można na niego wejść i rozejrzeć się po okolicznych polach i łąkach. Nie wchodziłam, bo nic dookoła jeszcze nie kwitnie. Ponadto jest tam stół piknikowy i można zrobić sobie postój w trasie i zjeść jakąś kanapkę bądź napić się kawy.
Drogi udostępnione dla rowerów w Holandii mają się różnie. Zależy od gminy czy są zadbane i dobrze zaprojektowane. Ja w swojej gminie nie mam na co narzekać. Podobnie było w dwóch wcześniejszych, gdzie mieszkałam. Mamy tutaj do dyspozycji:
- drogi 60-tki bez wyznaczonego pasa dla rowerów, ale z twardym poboczem.
- drogi tylko dla rowerów, gdzie wolno pojechać mieszkańcowi do własnej posesji. nie są to drogi przelotowe – najczęściej są zrobione z czerwonego asfaltu i nazywają się fietsstraat – ulica dla rowerów. Mają miękkie bądź twarde pobocze – zależy jaki rodzaj ruchu jest dopuszczony. Tutaj pobocze jest miękkie, bo szansa, ze spotkają się dwa samochody jest mała. Znam drogę, gdzie jest utwardzone, bo jeżdżą tamtędy ciągniki na pola i trzeba się jakoś zmieścić. Drogi takie celowo są wąskie, aby wymusić wolną jazdę. Jak nie masz mózgu i nie umiesz jechać wolno, utopisz samochód.
- Średnicówki i autostrady rowerowe. Tutaj średnicówka przez miasto – poprowadzona między osiedlami, niezakłócona ruchem samochodowym, później wchodzi w tunel pod obwodnicą miasta i wjeżdża wprost do centrum miasta. Niezakłócona.
- Wydzielony pas dla rowerów w strefie zabudowanej – linia ciągła oznacza, ze nie Monza wjechać na nią samochodem. poza strefą zabudowania jest linia przerywana, więc samochody aby się minąć, muszą wjechać na pas dla rowerów. To oznacza, że trzeba się kilka razy upewnić, czy nie jedzie tamtędy szybki rower lub skuter, nim wykona się manewr.
- ścieżka rowerowa oddzielona barierą naturalną
- najczęstszy rodzaj ścieżki rowerowej – oddzielona pasem zieleni.
Gdy dojechałam do Petten, najpierw musiałam wspiąć się na wał powodziowy. Na zdjęciu widać jak nisko jest miejscowość. Górą wału idzie ścieżka dla pieszych, najczęściej ludzie z psami tamtędy chodzą. Ścieżka ta prowadzi jeszcze 20 km aż do rezerwatu wydm z Schoorl. Nie wiem jak daleko idzie w drugą stronę, ale dwie wioski na północ jest Julianadorp i tam też jest rezerwat wydm.
Wały powodziowe są zawsze dwa. między nimi jest strefa buforowa wzmocniona betonem. Jeśli woda się przeleje, powinna tutaj wyhamować.
Na szczycie drugiego wału jest ścieżka rowerowa, chodnik oraz szlak konny.
Trzecią barierą przeciwpowodziową jest plaża. Nie jest to naturalna plaża i nie sluży ona do turystyki, choc na pewno jej sprzyja. Plaża została usypana sztucznie piaskiem wydobytym z dna morza. Zawiera więc bardzo dużo muszelek i jest naprawdę słona. Po każdym sztormie nowe hałdy piasku są sprowadzane na brzeg, aby odbudować plażę. Plaża dostaje pierwsze uderzenie, kiedy morze jest wysokie i wzburzone. Dzięki temu wały powodziowe pozostają nietknięte. Wały dodatkowo obsadzone są trawą, aby darń trzymała je w niezmienionej formie pomimo wysokiej erozji dookoła. nasze plaże są bardzo czyste. Jak widzę co roku zdjęcia z polskich plaży pełnych zakopanych śmieci czy niedopałków to cieszę się, że mieszkam tutaj. Koszy jest niewiele, a mimo to śmieci nie ma. Budka ratowników była zajęta – w wodzie był surfer. Pawilon też był pełen ludzi. Poszłam sobie tam na kawę najpierw. Ludzie przyszli na lunch, siedzieli na tarasie w słoneczku i silnym wietrze.
Po kawce wzięłam książkę i poszłam posiedzieć na wydmie. Piasek zasypywał mnie i pewnie mam jeszcze torebkę do wytrzęsienia. Rozstawiłam też panel słoneczny, aby dalej łapał słonko. Niby tutaj kradzieże nie są częste, ale ten polski pierwiastek we mnie zostaje. Boje się i zapobiegam kradzieży. Swoją drogą w poniedziałek znaleźliśmy notatki i telefon mojej szefowej u nas w pracy. Zostawiła w piątek i poszła do domu bez niego. Przez weekend jeszcze ludzie pracowali, dzieci do pracy przyszły, a telefon przeleżał 3 dni i nie dostał nóg. Poza jednym polakiem, który wyszedł do domu w bluzie innego kolegi – holendra – a potem nie oddawał tej bluzy pomimo próśb, nie zdarzyła się żadna kradzież w firmie od kilku lat. Wtedy dziewczynce zaginęła kurtka i firma dała jej pieniądze na nową.
Po wizycie na plaży pojechałam dos miasta. Miałam chwilę by wejść po piłkę do ćwiczeń do Aktiona. Nie miałam czasu, aby się tam przechadzać i kupić kolejne niepotrzebne rzeczy.
Później spotkałam się z psychologiem. Normalnie siedzę u niego 50 minut. Tym razem przetrzymał mnie półtorej godziny i jak wychodziłam to musiałam się nakombinować w tym labiryncie, bo pozamykali standardowe wejście przez recepcję. Na szczęście droga przeciwpożarowa była dobrze oznaczona. Zdziwiło mnie, że po dotarciu do domu o pół do szóstej, wcale nie byłam głodna. Zjadłam rano kanapkę z jajcem, na plaży jogurt i dalej długo, długo nic. A mimo to nie byłam głodna. Zjadłam jednak kanapkę z pomidorem i ogórkiem, aby nie złapało mnie ssanie na noc. Później dojadłam truskawkowe After Eight. Sen ściął mnie o 19-tej, ale posiedziałam jeszcze z książką do 21.
Obecnie czytam:
kronopio156
26 marca 2023, 22:19Czy wizyty u psychologa masz refundowane? Beż problemu dostalas skierowanie?
Babok.Kukurydz!anka
27 marca 2023, 05:25Dostałam pallet za co place a za co nie, ale teraz nie pamiętam szczegółów. Za miniony rok dostałam rachunek między 100 a 200 euro. Na pewno mam w pakiecie hospitalizację do 2 lat. Reszty nie jestem pewna.
kronopio156
27 marca 2023, 13:28A, faktycznie, zapomniałam o POH, ileś godzin jest refundowanych z basisverzerkering.
MizEatAlot
26 marca 2023, 21:32W muzyce przede wszystkim. Tańcu. Czytaniu, ale rzadko znajduję wciągające książki.
Alicja19722
26 marca 2023, 21:09Na pewno książki dla których zarywam noce, seriale- kiedy się wciągnę to odkładam wszystko na później a po zakończeniu czuje się jakbym pożegnała kogoś bliskiego, uwielbiam podróżować i planować podróże, kiedy mi smutno siedzę sobie z mapą i opracowuje trasy „na kiedyś” po mojej ukochanej Italii, studiuję przewodniki i fotki. Zatracam się w swoim malutkim ogródku, coś ciagle przekopuję, dokupuje, dosadzam i grzebanie w ziemi sprawia mi ogromna przyjemność
aska1277
26 marca 2023, 19:52Zatracam się w książkach. Uwielbiam czytać, uciekać od rzeczywistości. Liczę, że niedługo wrócę do czytania, bo przez choroby jakoś weny nie miałam
Naturalna! (Redaktor)
26 marca 2023, 17:55W lesie.
Naturalna! (Redaktor)
26 marca 2023, 17:56W czytaniu książki, jak mnie mega wciągnie. W piątek czytalam do 2 w nocy, co ostatnio prawie w ogóle mi się nie zdarzało, ale książka tak mnie wciągnęła.
YunShi
26 marca 2023, 13:13Zdecydowanie w słuchaniu muzyki i oglądaniu tajlandzkich seriali. Ogólnie oglądam chyba tylko azjatyckie - koreańskie, chińskie, ale nic mnie tak nie wciąga jak tajlandzkie, obecnie oglądam to co wychodzi aktualnie, bo inaczej zasiadam i oglądam, aż nie skończę. Muzykę niestety często słucham przed spaniem i tak przez pół godziny, a, jeszcze jedna piosenka.
Babok.Kukurydz!anka
26 marca 2023, 13:43Jeśli coś netflix to chętnie poszerzę horyzont.
YunShi
26 marca 2023, 18:01Na Netflixie dawno mnie nie było, bo nic ciekawego nie mogłam znaleźć. Z koreańskich romansów mieli kilka: Romans is a bonus book, Something in the rain, mój ulubiony One spring night. Ale to romanse, więc co kto lubi. Był fajny więzienny serial koreański o bejsboliście nieumyślnie w obronie powodującym śmierć, wyrok w zawiasach był prawie pewny a tu jednak bezwględny wyrok więzienia - Prison playbook. Crash Landing on you - totalna fantazja o bogatej kobiecie, którą zniosło na granicę Korei Płn, którą kryli żołnierze i próbowali ją jakoś odstawić do domu. Nie na Netflixie, ale online można obejrzeć fajne tajlandzkie Good old days czy też 55:15 Never too late (55 letni bohaterowie, każdy z jakimiś żalami czy przejściami w życiu, nagle budzą się w swoich 15 letnich ciałach. Dla mnie dość wzruszające i dające do myślenia). To już co kto lubi, chyba najbezpieczniejsze koreańskie, tajlandzkie trzeba być gotowym na duże poparcie lgbt, chińskie mają czasem dziwne cenzury, np. w Medical Examiner (detektywistyczno-krymialny) policjanci kryminalni nawet ani razu broni nie wyciągają i zwłoki są cenzurowane.
Babok.Kukurydz!anka
26 marca 2023, 22:14Mieszkasz w tamtym rejonie ze masz tak duża bazę filmów?
YunShi
26 marca 2023, 22:19Nie, te koreańskie normalnie w PL były na Netflixie, reszta YT, Rakuten lub inne strony online.
tara55
26 marca 2023, 13:07Ciekawie spędzony dzień i interesujący wpis. Dziękuję Aniu Marysiu. :-*