Witajcie kochane
W poniedziałek pożegnałam męża.... Strasznie ciężko rozstaje się z człowiekiem gdy tak bardzo się do jego obecności przyzwyczaisz... Najgorsze było dla mnie to jak córcia żegnała tatę... Musiałam wyjść bo łzy lały się same strumieniami a serce pękło mi chyba na tysiąc kawałków... Mała nie chciała go puścić, ciągle powtarzała : Ale tatusiu nie wyjeżdżaj ja będę tak bardzo tęsknić, tatusiu nie jedź, kto będzie się ze mną łaskotał ??? Wtuliła się w niego mocno i nie chciała wypuścić.... Strasznie... Mężowi też lekko nie było a i oczy mokre miał jak się z nami żegnał... To życie takie niesprawiedliwe jest !!!
Oczywiście jak ukochany wyjechał córcia się rozchorowała. Niby jakaś wirusówka bo wysoką gorączkę miała ale dziś dostała antybiotyk bo gorączka od soboty nie mija a do tego pojawił się ból gardła i zapchany nos. Ja mam tak zawsze, że gdy mąż wyjeżdża moje dzieci chorują. Wróciłam do rytmu pobudka, śniadanie, wysłanie synka do szkoły, lekcje, trening.... Tym razem jest ciężej bo to 4 klasa i treningi ma 3 razy w tygodniu plus mecze w weekendy. Ciężko samej to ogarnąć. Do tego jeszcze nieprzespane noce przez chorobę córci. No ale co zrobić... Jestem przecież w domu dla nich prawda ???
Paradoksalnie im mam mniej czasu tym lepiej go wykorzystuje i codziennie znajduję te 30 minut na trening. Im mam go mniej tym bardziej mi się chce !!! Jem 5 posiłków i regularnie się ruszam. Cieszę się bardzo bo złapałam rytm. Motywacja tym większa, że z mężem będę widziała się za 3 miesiące (MASAKRA !!! ) a jak wiadomo za 3 miesiące mogę mieć już całkiem nowe ciało. I o to chodzi !!! Tego się będę trzymać.
Zaraz przyjeżdża moja mama do córci a ja gnam z synkiem na trening. Ale nie będę czekać na niego 1.5 godziny tylko sama pobiegam na stadionie
Miłego dnia zatem !!!!