Witajcie słońca drogie
Otóż chciałam się troszkę z tego mojego jojo wytłumaczyć. Otóż sprawa nie miała się tak, że siedziałam na swoich czterech szanownych literach i nic nie robiłam oprócz dogadzania sobie jedzonkiem. O nie nie. Mój metabolizm jest bardzo spowolniony. Zawsze był leniwy ale od kiedy mam niedoczynność tarczycy i jestem na menopauzie (mechanicznej oczywiście) mam wrażenie, że w ogóle nie funkcjonuje. I nawet jak się ruszam a jem dużo węglowodanów, przetworzonej żywności lub pozwalam sobie na słodycze waga po prostu leci w górę jak szalona. Ostatnio wpadło także kilka wieczorków ze znajomymi (czytaj piwko, alkohol), jedzenie z grilla o późnej porze i dobra zabawa do wczesnych godzin porannych. To wszystko złożyło się na fakt, że mój leniwy metabolizm całkiem się poprzestawiał i waga wróciła.
Niemniej jednak jestem mega dumna, że chociaż z jedzeniem zawaliłam na całej linii to treningów nie odpuściłam. Ćwiczyłam przynajmniej 2 razy w tygodniu a najczęściej 3. Biegałam i od czasu do czasu jakiś program Ewy lub Huragan Tomka. Dzięki temu moja kondycja jest naprawdę super. I to uważam za swój sukces. Bez problemu wykonuję teraz turbo wyzwanie czy kilera. Bez problemu przebiegam 6-7 km. A ostatnio nawet bez problemu przejechałam 25 km (w jedną stronę) do mojej mamy na rowerze mając z tyłu w foteliku 17 kg córcię. Górek było co niemiara ale mimo to kondycyjnie nie stanowiło dla mnie to żadnego problemu.
Dlatego wierzę w to, że szybko zrzucę te nadprogramowe kg. Zaczęłam jeść 5 posiłków dziennie w małych i dobrze zaplanowanych ilościach. Mąż zakupił mi parowar ( mam 6 koszyków na których mogę gotować na parze jednocześnie warzywa mięso i np. ryż) i elektryczny grill - KOCHAM GO ZA TO !!!! Widział jak dużo pracy włożyłam w to żeby wyglądać tak jaką mnie zastał wracając z Norwegii. I widzi jak bardzo jestem zawiedziona sobą teraz... No ale nie ważne ile razy się upada ważne, że się podnosisz i walczysz dalej... Swojego czasu nie myślałam nawet o tym jak i co jem ważniejsze sprawy miałam na głowie.
Ps. Mąż wyjeżdża... Smutno mi był z nami całe 4 miesiące a to rzadkość... Nadal szukam pracy i coraz częściej zastanawiam się nad wyjazdem z kraju... Bez znajomości nie mam szans na pracę w swoim zawodzie... To smutne...
MllaGrubaskaa
3 września 2014, 21:05Ty przynajmniej ćwiczyłaś, ja popłynęłam jedzeniowo i ćwiczenia też odpuściłam, ale już wracam na dobre tory ;))
Piegotka
28 sierpnia 2014, 02:27Powodzenia, trzymam kciuki:-)
bozenka1604
27 sierpnia 2014, 15:59Piękny, pozytywny wpis. Jesteś bardzo mądrą kobietą Asiulko i na pewno poradzisz sobie ze wszystkim :) Mocno trzymam kciuki za Twoje powodzenie :)
tarantula1973
27 sierpnia 2014, 14:43Gratuluję kondycji a z wagą jakoś ogarniesz :)
PuszystaMamuska
27 sierpnia 2014, 11:19Super prezenty Ci mąż zrobił... moj pewnie na taki pomysł by nie wpadł... niestety
grucha81
26 sierpnia 2014, 22:18Dlaczego nie wyjedziesz z mężem?
Invisible2
26 sierpnia 2014, 21:38Nie ma co wspominać jojo yulko trzeba się pozbyć tych kg! A mam nadzieję, ze kolejny przyjazd męża będzie dla Ciebie motywacją ;)