Ostateczny koniec remontu. Kuchnia odnowiona. Dziś Krzysiek jedzie na zakupy, a ja popracuję nad antologią i horoskopem. Później zasilimy warzywa gnojówką z pokrzyw, posadzimy bakłażana i będziemy fizycznie odpoczywać. Należy nam się chwila bezruchu i fizycznego lenistwa. Wieczorem zrobię nalewkę z truskawek. Muszę też przejrzeć mój topinambur, bo wilgotny się zrobił. Oby nie zgnił.
Pojemnik na przyprawy prawie skończony. Może jeszcze tylko kilka warstw lakieru położę. Dziś może wezmę się za wieszak na klucze. Skrzyneczka jest duża i będzie w kilku kolorach. Na pewno niebiesko-granatowa z białym. Jeszcze pomysłu na ozdobienie nie mam. Kuszą mnie maki, bo serwetki z lawendą ani ziołami nie mam. Miały być koguty, ale szafeczka jest zbyt duża, a koguty, które mam za małe. Jeszcze się zastanowię i serwetki przejrzę.
Dieta ok. Jest chłodniej i ja przestałam puchnąć. Dziś na wadze znowu mniej. Chyba waga za kilka dni znowu spadnie. Oby, bo bardzo na te 10 kg mniej już czekam. Jak na razie czuje się już trochę lepiej. Jestem bardziej sprawna i łatwiej mi przychodzi poruszanie się. :) Menu: selerowa, barszcz czerwony z fasolą i pieczarkami, krupnik z fasolą.