Waga schodzi. Pierwszy cel już osiągnęłam. Zrzuciłam ponad 5,5 kg. Teraz dążę do drugiego czyli ósemki z przodu. Wtedy pożegnam otyłość kliniczną. Oby tym razem już na zawsze. Swoją drogą w lecie też tak mówiłam. Udało mi się i co? Ano nabrałam 10 kg gdy zaczęłam kalorie zwiększać i doszłam do 1600. Może zbyt szybko to zrobiłam? Pewnie tak. Teraz będę zwiększać stopniowo ale dopiero wtedy gdy do 82 kg zrzucę. To mój trzeci i ostatni cel na ten rok. Czy się uda? Na razie tylko o tym marzę. Z drugiej strony jestem dobrej myśli, bo na razie mi idzie i motywację mam. Szkoda jednak, że już nie potrafię 10 kg w miesiąc zrzucić jak kiedyś. Lata nie te. Organizm nie ten. Ech. Menu na dziś:chleb chrupki z ogórkiem, jajecznica z pieczarkami i cebulą, tuńczyk, pieczony schab. Mało węglowodanów dziś i dobrze. To po wczorajszej rozpuście wystarczy. Będzie też oczywiście rower i może joga. Wczoraj spaliłam 380 kalorii i zrzuciłam 20 dkg. Z jogą jest postęp co prawda malutki ale cieszy. Już nie sapię tak okropnie i wytrzymuję pozycje tyle ile trzeba choć mięśnie drżą. Kiedy się rozciągnę choć trochę by mięśnie i stawy nie bolały nie wiem. Na razie ćwiczę tylko na macie leżąc, siedząc. Tak wolę, bo boję się na stojąco stracić równowagę. Nie za bardzo też miejsce do ćwiczeń mam. Zastanawiam się czy ćwiczeń nie dołożyć w niektóre dni chociaż. Nie bardzo wiem jakie. Książki o jodze mam 4, ale ćwiczenie z nich/te co mi podchodzą/wystarczą na 30 minut. Mam jeszcze jogę kręgosłupa, pilates, stretching i ćwiczenia rehabilitacyjne na kręgosłup. Nie bardzo chcę wprowadzać coś poza jogą i chyba będę musiała inne książki kupić jak tak dalej pójdzie.
Dziś po południu mam zamiar pracować czyli wróżyć i pisać teksty na portalu z pożyczkami. Mam tam konto redaktora. Zrobię też horoskop. Może uda mi się napisać opowiadanie albo namalować akwarelkę. Powinnam kupić dużą skrzynkę i ozdobić ją decoupage. Mam zamiar trzymać w niej kupioną hurtowo mąkę, bo postanowiłam pieczywa kupnego nie jadać wcale. Nie ma czego żałować, bo u mnie w sklepie jest wstrętne - suche i gliniaste, a bułki jak napompowane. Teraz gdy jestem na diecie będę pieczywo jadła z dwa razy w miesiącu. Po diecie jak sobie upiekę czyli dwa, trzy razy w tygodniu. Starczy. Marzę o piecu chlebowym, ale nie w tym życiu...
A na koniec historyjka na potwierdzenie istnienia życia pozagrobowego. Niedawno zmarł po ciężkiej chorobie mąż znajomej mojej mamy. Dwa dni temu ta zadzwoniła i opowiedziała ją mamie. Otóż zmarły mąż bardzo się żoną opiekuje, wciąż się jej śni i przypomina co trzeba zrobić. Ostatnio we śnie powiedział żonie, że w ubraniu roboczym w oborze jest 50 zł. Żona poszła i pieniądze tam były. To tyle na ten temat...
gilda1969
27 stycznia 2017, 23:23Brawo za spadki wagi!:)) A po życiu życie jest, tez w to wierzę i.. wiem:))
araksol
27 stycznia 2017, 23:33pewnie, że jest:)
roogirl
27 stycznia 2017, 16:34Czyżby araksol zaczęła ćwiczyć? :) Życzę powodzenia za osiągnięcie celu w tym roku. Co do pieczywa ja uwielbiam takie gliniaste bułki!
araksol
27 stycznia 2017, 17:09te nie są dobre, bo ja lubię chrupiące a nie ciągnące się...
iesz4
27 stycznia 2017, 13:25To co napisałaś na koniec jest bardzo realne,przeżyłam podobne rzeczy jednak nie tak pozytywne. Mnie moja koleżanka dawała znać,że jest z nią źle i dała znać,że umarła miała zaledwie 21 lat. Kiedy zostałam telefonicznie powiadomiona ojej śmierci to nie mogłam w to uwierzyć, że jednak to prawda. Agato trzymam za ciebie kciuki,nie poddawaj się. Kiedy osiągniesz wagę 82 kg. będziesz super wyglądać,Ja też w tej wadze dobrze czułam się.
araksol
27 stycznia 2017, 13:39Mnie takie rzeczy z powiadomieniem też się zdarzały. sporo ich było...:)
nataliu
27 stycznia 2017, 10:43Jeszcze nie słyszałam żeby -10kg miesięcznie się dla kogoś dobrze skończyło. A Ty masz dobre tempo:) Powodzenia :)
araksol
27 stycznia 2017, 10:47jak byłam młoda zrzucłam 20 kg w dwa miesiące z tym, że z przerwą miesięczną. Jojo nie było przez 20 lat.
Alianna
27 stycznia 2017, 10:22Najważniejsze, że waga schodzi :-)
araksol
27 stycznia 2017, 10:31o tak...:)