Wczoraj się wściekłam i to kilka razy. Raz, że ładowarka do telefonu Krzyśka używana trzy razy wysiadła i trzeba było kupić nową i dwa, że taksówkarz mnie naciął na pieniądze. Policzył sobie za tą samą trasę czyli 4 km o 9 zł więcej niż płaciłam tydzień wcześniej. Jak to zrobił nie wiem, bo nawet dał mi rachunek. Niby to parę groszy, ale fakt jest faktem. Dobrze chociaż, że telefon Krzyśka dobry jest, bo już myślałam, że trzeba będzie wyrzucić. To jeszcze nie koniec, bo wieczorem okazało się, ze ładowarka jest dobra tylko Krzysiek próbował ładować telefon starą ładowarką od innego telefonu i pakował ją do wejścia od słuchawek. Pasowała nawet. Ja oczywiście nie sprawdziłam i stąd cały kłopot. Brzydko go wyzwałam z nerwów, bo nie mam cierpliwości prowadzić go za rączkę przez cały czas. To w końcu mój facet czy małe dziecko?
Sebastian powoli samochód robi. Zrobił maskę, elektryczną szybę, oponę, a wczoraj coś co ułatwia zapalenie. Teraz pali na gazie od jednego razu. Trzeba jeszcze pomalować maskę i zrobić coś, żeby jeździł też na benzynie. Ponoć alternator wysiadł. Wczoraj samochód jakimś cudem znalazł się w warsztacie kilka ulic od domu. Sebastian twierdzi, że kolega go prowadził, ale mnie się za bardzo wierzyć nie chce i chyba go zamorduję. Tak dla pewności. Dziś ma siódmą jazdę i wykłady. Ma jeździć po placu, ale może się zdarzyć, że trzeba będzie kogoś zawieźć i pojedzie w trasę. Ostatnio był w Skarżysku. Żeby jak najszybciej to prawo jazdy zrobił, bo samochód go kusi. Oj kusi. Twierdzi, że jeździ tylko po podwórku, ale kto go tam wie... Ja pewności nie mam, a pilnować go nie jestem w stanie, bo mnie tam nie ma. Dobrze chociaż, że Sebastian nie uznaje jazdy po pijanemu...
basiaaak
27 października 2016, 12:05O masakra... :(
araksol
27 października 2016, 12:28ano :)