Oj stęskniłam się, stęskniłam. No i dziś, w ostatni dzień 3. fazy, postanowiłam przyrządzić sobie coś a'la to danie. Ugotowałam makaron orkiszowy (nitki, nie miałam takiego typowego do spaghetti) i sos, do tego zrobiłam surówkę, żeby dopełnić żołądek i żeby było trochę witamin, no i efekt macie poniżej na zdjęciu.
Sos zrobiłam z mięsa z szynki wieprzowej (7% tłuszczu, bez soli i konserwantów), cebuli i passaty własnej roboty (miałam latem dostęp do dużej ilości pomidorów i trzeba było to wykorzystać). Plus przyprawy. Przed podaniem posypałam go świeżą bazylią. Surówkę zrobiłam z kapusty pekińskiej, tartej białej rzodkiewki, czerwonej rzodkiewki pokrojonej w plasterki, tartej marchewki. Jak się domyślacie, była to kompozycja w stylu: co lodówka miała, to oddała. Sos zrobiłam z połowy małej łyżeczki majonezu rozbełtanego z łyżką oleju z pestek winogron. Doprawiłam solą i pieprzem. Była bardzo soczysta, bo biała rzodkiewka i marchewka miały dużo soku.
Waga znów poleciała, ale pomiary uzupełnię jutro lub pojutrze. @ w toku, więc chcę poczekać do momentu, gdy organizm zacznie wracać do normy.